O prawo organizacji olimpiady ubiegają się: Osaka (Japonia), stolica Francji – Paryż, stolica Chin – Pekin, Stambuł (Turcja) oraz Toronto (Kanada). O stanowisko przewodniczącego MKOl: Anita L. DeFrantz (USA), Richard W. Pound (Kanada), Jacques Rogge (Belgia), Pal Schmitt (Węgry) i Un Yong Kim (Korea Płd.). Tak się składa, że interesy miast i kandydatów do prezydentury splatają się ze sobą. W rachubę wchodzą więc transakcje wiązane – my zagłosujemy na wasze miasto, a wy poprzecie naszego kandydata, co absolutnie czyni nieprzewidywalnym wyniki głosowań. Gra będzie się toczyć głównie między przedstawicielami Europy i Azji, choć nieoczekiwanie może pokrzyżować jej przebieg Ameryka Północna.
MKOl jest obok organizacji Czerwonego Krzyża jedyną międzynarodową instytucją, która przetrwała burzliwy XX wiek, dwie wojny światowe i jedną zimną. Doprowadził igrzyska do szczytów popularności, uczynił je największym widowiskiem świata. Jeszcze 20 lat temu z trudem znajdowano chętnych, którzy podjęliby się ich organizacji, gdyż groziły one nie tylko konfliktami politycznymi, ale i dużym deficytem. Po Moskwie (1980) i Los Angeles (1984) wybrano Seul (1988), bo nie było innego kandydata. Japońska Nagoya nie miała państwowych gwarancji. A wtedy bez pomocy rządu przeprowadzenie olimpiady było nierealne.
Od igrzysk w Barcelonie (1992), dzięki wpływom za transmisje telewizyjne oraz reklamy, olimpiady zaczęły przynosić poważne zyski. Można krytykować Samarancha za frankistowską przeszłość oraz powiązania ze sponsorującymi ruch olimpijski multikoncernami, ale nie ulega wątpliwości, że przez urynkowienie igrzysk wyprowadził je ze ślepego zaułka. Tyle tylko, że jeśli kiedyś dominowały interesy polityczne, prowadzące do bojkotów i rozłamu ruchu olimpijskiego, to obecnie warto kupić olimpiadę, bo po prostu to się opłaca.