Polska została zaliczona do grona krajów współpracujących w zwalczaniu procederu prania brudnych pieniędzy. Pozytywnie oceniono polskie wysiłki w raporcie FATF (Finansowa Grupa Interwencyjna), międzynarodowej organizacji powołanej, aby przeciwdziałać legalizacji kapitału pochodzącego z przestępstw. Dobre noty uzyskaliśmy dzięki utworzeniu urzędu Generalnego Inspektora Informacji Finansowej.
Od początku lat 90. – jak oceniali eksperci – Polska stała się atrakcyjną pralnią dla międzynarodowych grup przestępczych. Mafie włoskie, kolumbijskie, rosyjskie tanio i bezpiecznie czyściły nad Wisłą nielegalne pieniądze. Szacowano, że rocznie przez nasz kraj przepływało w ten sposób od 3 do 9 mld dolarów. Także rodzime gangi prały, ile wlezie. Nie ma oficjalnych obliczeń, ile forsy mafiozi z Pruszkowa lub Wołomina wprowadzali do legalnego obiegu. Były to pieniądze zarobione na przemycie, produkcji narkotyków i alkoholu, napadach i wymuszeniach haraczy – nieoficjalne szacunki: od 1,5 do 3 mld dolarów rocznie.
Pieniądze z czarnej i szarej strefy nie były opodatkowane. Przechodziły przez konta bankowe, kupowano za nie obligacje państwowe, akcje giełdowe, polisy ubezpieczeniowe i po zaliczeniu kolejnych faz operacji finansowych pojawiały się na rynku już jako legalny kapitał inwestycyjny. Gangsterzy kupowali nieruchomości, inwestowali w lokale gastronomiczne i salony gier, a czasem – nomen omen – w prawdziwe pralnie chemiczne. Henryk N., ps. Dziad, z Wołomina posiada hotel w Częstochowie. Zastrzelony w grudniu 1999 r. Andrzej K., ps. Pershing, lider Pruszkowa, inwestował m.in. w wytwórnię płyt CD. Jarosław S., ps. Masa, prowadził znaną w Warszawie dyskotekę. Bezbolesne wchodzenie gangsterów w biznes było możliwe z powodu braku w Polsce prawnych i instytucjonalnych zabezpieczeń.