Do PZU politycy lgną, albowiem rodzina (czyli PZU SA jako spółka matka, jej córka PZU Życie i wnuczka Powszechne Towarzystwo Emerytalne Złota Jesień) zarządza kasą, w której znajduje się 20 mld zł. To zaś stwarza ogromną pokusę i okazję, żeby się tymi pieniędzmi pożywić.
Mechanizm jest prosty. Trzeba mieć wystarczającą siłę polityczną, aby posadzić na fotelu prezesa swojego człowieka. To on może uruchomić transfer pieniędzy z PZU do swoich politycznych protektorów. Taką rolę w grupie PZU odgrywali odwołani prezesi Władysław Jamroży i Grzegorz Wieczerzak.
Duet Jamroży–Wieczerzak został namaszczony przez najbliższe otoczenie Mariana Krzaklewskiego. Dopiero potem, gdy wpływy przewodniczącego malały, a ich rosły – spróbowali wybić się na niepodległość. Padli jednak ofiarą walk frakcyjnych w obozie władzy.
– Jamroży jest dziś politycznym trupem, ale Grześ, prezesując PZU Życie, stworzył własne imperium finansowe – mówi poseł AWS. – Odszedł z posady, ale ma wpływy, dzięki którym może zatrudnić na bardzo intratnych posadach kilkuset ludzi. Świetnie też porusza się po rynkach finansowych, nie aspirując jednak – jak to czyni Jamroży – do otwartego uprawiania działalności politycznej. Może być więc cenny dla nowej ekipy, z którą zresztą próbuje flirtować.
Władysław Jamroży – teoretycznie – szef Wieczerzaka, otrzymał (przy udziale ministra skarbu) za swą prezesurę w PZU SA absolutorium, Grzegorzowi Wieczerzakowi jej nie udzielono. To bardzo nietypowe rozstrzygnięcie. Jakie to może mieć dla niego konsekwencje? – Brak absolutorium otwiera ścieżkę do wejścia na drogę sądową za nieprawidłowości, jakich się dopuścił, będąc prezesem PZU Życie. W obecnym klimacie, gdy słabnąca władza chce wykazać się pewnym rygoryzmem w ujawnianiu afer korupcyjnych, zabiegającemu o względy SLD Wieczerzakowi mogą być publicznie postawione zarzuty – słyszę w PZU.