W Jedwabnem w sześćdziesiątą rocznicę zamordowania tamtejszych Żydów Prezydent Rzeczpospolitej przeprosił w imieniu swoim i „tych Polaków, których sumienie poruszyła ta zbrodnia” za to, co niegdyś polscy sąsiedzi uczynili swym żydowskim współobywatelom. To były ważne i odważne słowa, długo oczekiwana kulminacja gorącej debaty po publikacji książki Tomasza Grossa o pogromie w Jedwabnem. Na samej uroczystości zabrakło wielu osób, oficjalnych przedstawicieli Sejmu, Senatu, premiera, Kościoła, niektórych partii, także mieszkańców dzisiejszego Jedwabnego i rodzin ofiar. Ta bolesna lista nieobecności wskazuje, jak żywy jest wciąż spór o interpretację tego, co zdarzyło się w Jedwabnem, jak trudno wciąż przyjąć na siebie ciężar odpowiedzialności za czyny spychane w narodową podświadomość. Ale dobrze się stało, że wreszcie zaczęliśmy otwarcie mówić o korzeniach i przejawach polskiego antysemityzmu, że z wielkim opóźnieniem dokonuje się swoiste katharsis naszej pamięci. To może najważniejsze zadośćuczynienie pamięci ofiar tamtego mordu i trzeba podziękować Jacobowi Bakerowi, staremu rabinowi z przedwojennego Jedwabnego, iż w symbolicznym geście przyjął polską prośbę o przebaczenie. To rzeczywiście, jak pisało wielu zachodnich komentatorów, pomoże otworzyć nowy rozdział stosunków polsko-żydowskich bez względu na to, jak daleka jest jeszcze droga do pełnego pojednania i przebaczenia. Teraz bardziej niż kiedykolwiek jest wreszcie klimat, aby przywrócić Polsce pamięć o zamordowanym świecie polskich Żydów, aby podjąć trud nie tylko odbudowy cmentarzy, ale także ocalenia tego, co jeszcze zostało z wielosetletniej kultury i tradycji naszych żydowskich współziomków.
Na trzy dni przed uroczystościami w Jedwabnem uczestniczyłem w imponującym finale Festiwalu Kultury Żydowskiej na krakowskim Kazimierzu.