W tekście „Miasto ukryte” [POLITYKA 34] autor rzeczywiście potraktował Wrocław jako miasto ukryte. Szkoda, że nie sprawdził, co się pod tym ukryciem chowa. I pewnie stąd błędy: otóż ulica Miernicza to nie – jak mniema Mariusz Czubaj – substancja kamienic z dwudziestolecia. To najlepiej zachowany we Wrocławiu zespół typowej dziewiętnastowiecznej zabudowy czynszowej. Wytyczono ulicę ok. 1881 r., parcele należały prawie w całości do spółki Cassirer i Synowie. W latach 1888–1889 powstała na Mierniczej (ówczesnej Luetzowstrasse) jednolita zabudowa z sześciokondygnacyjnymi fasadami i rozbudowaną dekoracją architektoniczną w modnym naówczas stylu neorenesansu północnego.
Zabudowa ocalała w czasie wojny (warto przypomnieć, że był to teren „objęty” słynną „Kroniką dni oblężenia” pastora Peikerta) i dziś czeka na planowaną przez władze miasta rewitalizację. Z zabudową XX-wieczną nie ma więc Miernicza nic wspólnego, a jej mieszkańcy bez entuzjazmu odnoszą się do dosyć obraźliwej nazwy „trójkąt bermudzki”.
Anita Tyszkowska,
miesięcznik „Wrocławianin”