Koalicja przegrała głosowanie w komisji samorządowej; zarządzono publiczne wysłuchanie, w trakcie którego wszyscy zainteresowani mogą zgłosić swoje uwagi. Jeżeli wysłuchanie odbędzie się – a zaplanowano je na 11 września – nowej ordynacji przed wyborami samorządowymi nie będzie. Co więc robi PiS? Stosuje rozwiązanie siłowe: chce zwiększyć skład komisji o swoich posłów i wynik głosowania odwrócić. Przy okazji warto zmienić przewodniczącego Waldemara Pawlaka, a przynajmniej go ukarać – to propozycje, które pojawiły się natychmiast. PiS zachowuje się więc zwyczajowo: gdy przegrywa, sięga po środki nadzwyczajne. Będzie się więc gięło regulamin, koalicjantów zdyscyplinuje, ekspertyzy zlekceważy, opozycję zignoruje.
Sejm, który w październiku ubiegłego roku rozpoczynał pracę ze sporym społecznym zaufaniem, zdecydowanie wyższym niż w poprzedniej kadencji, zapracował już na notowania, jakie poprzednie parlamenty osiągały pod koniec kadencji. Najgorsza spośród wszystkich władz. Określenie – w Sejmie znów kryzys – atakuje nas z coraz większą częstotliwością. To już prawie rytuał – żeby podnieść autorytet Sejmu i poprawić jego wizerunek, zaczyna się dyskusję o zmianach w regulaminie, pozycji marszałka, wprowadzeniu środków dyscyplinujących posłów. Tak było i w poprzednich sejmach. Dość przypomnieć, że na początku kadencji w 1997 r. koalicja AWS-UW znacznie zwiększyła rolę marszałka kosztem prezydium Sejmu, a więc ciała kolegialnego, w którym reprezentowana jest także opozycja. To on, po wysłuchaniu opinii, ale tylko opinii, Konwentu Seniorów ustalał porządek. Opozycja (wówczas SLD i PSL) protestowała, że to nieznośny dyktat większości i gwałt na opozycji. Dla złagodzenia nastrojów ustalono więc, że marszałek nie może dłużej niż 6 miesięcy chować w szufladzie projektów ustaw.