Nie ma szczegółowej statystyki, pozwalającej scharakteryzować dolegliwości bólowe. Różne instytucje państwowe prowadzą rejestry zachorowań na raka, choroby serca, gruźlicę, ale dokładnych danych dotyczących częstości występowania bólu nikt nie zbiera. Prawdopodobnie wszyscy musielibyśmy się w takim rejestrze znaleźć, bo nie ulega wątpliwości, że ból jest najczęstszym objawem każdej choroby i towarzyszy nam od urodzenia aż do śmierci. Jest doznaniem zarówno fizycznym jak i zmysłowym (mówi się nawet, że ból to emocja, tak jak nienawiść i gniew), więc każdy przeżywa go inaczej, na swój sposób. Jedni na szpitalnym korytarzu za parawanem, inni zamknięci w swoich domach.
To paradoks, że nie potrafimy sobie radzić z bólem, choć najwięcej leków dostępnych w aptekach bez recepty służy jego uśmierzaniu. Można je zresztą kupić także na stacjach benzynowych, w supermarketach, kioskach Ruchu. Stanowią chyba najintensywniej dziś reklamowane produkty rynkowe, wspierane autorytetem niejakiej Goździkowej (prawdopodobnie lekomanki, gdyż stosuje jeden preparat na różne dolegliwości) oraz armią anonimowych telewizyjnych doktorów przekonujących do środków przeciwbólowych. Cienką granicę uzależnienia w samoleczeniu przekroczyć łatwo. Na naszym rynku jest 30 paracetamoli, pacjenci często nie wiedzą, że Apap, Saridon, Panadol to jedno i to samo. Jak każde lekarstwo, w nadmiarze mogą zaszkodzić.
Pogrążeni w bólu
Ból bywa dolegliwością, z którą nie sposób sobie poradzić po amatorsku. Nieraz i lekarze nie wiedzą, jak z nim postępować.
Irmina S. cierpi na gościec stawowy. Boli ją tak, że wielokrotnie myślała o samobójstwie. Mąż jest jej pielęgniarką. Zawsze obok, zawsze gotowy do pomocy, z przynoszącym psychiczną ulgę okładem. Jego kręgosłup też szwankuje od przenoszenia jej z miejsca na miejsce.