„W Polsce – mawiał marszałek Józef Piłsudski – jeśli chodzi o pogodę, można tylko przewidzieć, że w sierpniu nie będzie padał śnieg – potem machał ręką zniechęcony dodając – i to jeszcze nic pewnego”. Meteorologia zawsze interesowała komendanta. Wspomina jego adiutant Mieczysław Lepecki: „Marszałek spał i obudzenie Go nie należało wcale do rzeczy łatwych. Ledwie otworzył oczy, zapytał o pogodę. – Dzień był pochmurny, ale jak na listopad nie należał do najgorszych. – Dałbym takiemu dzionkowi najwyżej trójkę. Marszałek uśmiechnął się. – Trójkę? No to coś niedobrego mi na pewno powiecie. Wiatr, co? – Raczej trochę zimnego deszczyku. Marszałek aż syknął z niezadowolenia. – Ja bym takiemu dzionkowi nie dał trójki, a wsypał mu tysiąc batów. Marszałek wypił herbatę w łóżku i począł się ubierać w milczeniu. Był w złym humorze”. Z wielkim zainteresowaniem wysłuchiwał też Józef Piłsudski prognoz aury w polskim radio. Było to o tyle zabawne, że ani w słowo nie wierzył i cieszył się z pomyłek w zapowiedziach. Był w tym względzie na jednej długości fal z generałem Charles’em de Gaulle’em, który kpił postmodernistycznie, iż: „naiwni ludzie sądzą, że w zimie powinno być zimno, a w lecie ciepło – w praktyce to się nie sprawdza”. O dziwo, wielcy ludzie powiedzą czasami coś mądrego, by nie rzec proroczego.
Aż do tego roku należałem bowiem właśnie do napiętnowanych przez de Gaulle’a frajerów przeświadczonych, że w lipcu czas jest na upały, a w lutym – jak sama nazwa wskazuje – na mrozy. Tymczasem nic z tego.