Jaki był? Drobny, ruchliwy, ostentacyjnie elegancki. Jakby chciał, by w lustrze czasu nie pojawił się nigdy obraz zapamiętany przez dziewczynę z warszawskiego getta. W dzienniku Mary Berg (notatka z 5 października 1942 r.) czytamy: „Codziennie kilkanaście platform z meblami i innymi przedmiotami zajeżdża do magazynów przeznaczonych na zrabowane rzeczy Żydów, a znajdujące się na Dzielnej. Na jednej z platform zauważyłam naszego wielkiego pianistę Władysława Szpilmana. Jego wygląd wstrząsnął mną. Był chudy i wycieńczony, ubranie wisiało na nim jak worek. Rękawy były pełne dziur, a kołnierzyk oberwany. Na ramieniu miał zawieszoną torbę z kawałkiem chleba. Oczy miał zapadnięte i oddychał z trudem. Wraz z dwoma pomocnikami zmagał się przez dłuższą chwilę z wielkim fortepianem, który wciąż osuwał się z powrotem na platformę, a jego struny pobrzękiwały...”
Nic dziwnego, że nastoletnia kronikarka wyeksponowała fortepian. Będący tym razem narzędziem tortur. Pamiętała przecież artystę często grającego w programach Polskiego Radia. Słuchała go w Dzielnicy za murem, w kawiarni Tatiany Epstein na Siennej. Tam właśnie zorganizowano konkurs młodych talentów. Pierwszą nagrodę zdobył sześcioletni pianista: uczeń Szpilmana. Wróżono mu karierę wirtuoza. Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie – być wirtuozem, gdy Atlantyda pogrąża się w odmętach, jej mieszkańcy stają się Wielką Liczbą, tkanką powietrza, szeptem ognia.
Ale to nie kawiarniany epizod na Siennej sprawił, że dla Mary Berg Władysław Szpilman był wielkością. Widziała go w najgłośniejszym gettowym kabarecie, Cafe Sztuka – Leszno 2. Zespół: pieśniarka Wiera Gran, satyrycy Władysław Szlengiel i Leonid Fokszański, monologista Józef Lipski, aktorka charakterystyczna Pola Braun.