Co może być wart film typowo środowiskowy dla widzów, którzy nie mają z tym środowiskiem nic wspólnego? Ale przedtem należy zapytać, co może on przedstawiać dla zainteresowanych podobną sferą. Jesteśmy wśród maniaków muzyki: zespoły nazywają się na przykład Ponaddźwiękowa Małpa, zaś oto jak wygląda tekst piosenki: „Sprzedałem mamuśki fotel na kółkach, bo trzeba się zabawić!” Amatorstwo to łączy się z życiem do tego stopnia, że posługujemy się muzyką w odniesieniu do codzienności i gdy umarł ojciec przyjaciółki, wyszukuje się nagranie Wściekłych Pająków o jednym, co zabił się na motocyklu, jako ilustrację przygnębiających chwil. Zapewne jest to mniej lub więcej na granicy humoru, niemniej Rob, kierownik sklepu z nagraniami, który opowiada nam o swoich rozterkach, zwracając się do nas bezpośrednio – jako że komentuje akcję dla nas twarzą w twarz z ekranu – szczerze dręczy się niemożnością porozumienia się z Laurą, mimo że zdarzają mu się potoczne przygody z innymi dziewczynami. Mamy tu więc młodzież, dla której muzyka jest główną treścią, oraz perypetie uczuciowe bohatera. Co mogłoby mało nas obejść, gdyby nie wykonanie: jest pełne obserwacji, cieniowania, emocjonalnej prawdy. Sferę muzyczną docenią jej fani: roi się ona od szczegółów pasjonackich, skoro klienci owego sklepu potrafią się pobić z powodu błędnego przytoczenia tytułu płyty; natomiast charaktery, bez względu na ową specjalizację, zainteresują nawet widza głuchego. A zresztą, czy nie jest obowiązkiem kina zaznajamiać nas ze środowiskami egzotycznymi? Tym więcej że John Cussack w swoim nieprzerwanym monologu o kłopotach swojego serca jest od początku do końca przekonujący, reżyser zaś Stephen Frears (autor pamiętnych „Niebezpiecznych związków” z Malkovichem) potrafi łączyć realizm z sentymentem.