Propozycję minister Cegielskiej należy uznać za najskromniejszą spośród dotychczas zgłoszonych, pomijając oczywiście stanowisko Unii Wolności, pozostającej na straży obecnych 7,5 proc. Przypomnijmy, że poselski projekt nowelizacji ustawy o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym, popierany przez posłów AWS, przewiduje natychmiastowe podwyższenie składki do 9 proc., zaś wedle odpowiedzialnej za reformę pełnomocnik rządu Anny Knysok składka w 2001 r. powinna wynosić 8,7 lub 8,9 proc. Przekonujących obliczeń, ile powinny wynosić wydatki na zdrowie, by móc zapewnić obywatelom bezpieczeństwo leczenia, brak. Brakuje też kontroli nad wydatkowaniem pieniędzy, które w lecznictwie już są.
Składka na zdrowie, którą płacimy uszczuplając co miesiąc swoje uposażenia, pewnie mogłaby wynosić nawet 50 proc., ale nie ma żadnej pewności, że te miliardy złotówek, które jak gąbka wchłonie system ochrony zdrowia, zaprocentują lepszą opieką medyczną. Opozycja, związki i samorządy zawodowe są przekonane, że od liczby punktów procentowych zależą warunki leczenia i pracy w szpitalach. Nic bardziej mylnego! Wezwanie pani minister, by zwiększyć w przyszłym roku składkę o pół procent, oznacza dla systemu ochrony zdrowia kosztowny prezent w postaci gotówki wynoszącej półtora miliarda złotych. Ofiarodawcami mieliby być podatnicy. Nikt jednak nie wie, przez kogo i jak te pieniądze zostaną zagospodarowane. Mimo półtorarocznej działalności kas chorych, nie dysponują one nadal rzetelną i szybką informacją pozwalającą kontrolować wydatkowanie składkowych pieniędzy. A ile z nich już dzisiaj wyrzucanych jest w błoto?
Przykład pierwszy z brzegu: refundacja leków. W ubiegłym roku kasy przeznaczyły na nią 16,4 proc. swoich funduszy i było to aż 3,5 mld zł. W pierwszym kwartale tego roku refundacja leków przekroczyła plany o 20 proc.