Ceterum censeo Carthaginem delendum esse” („A poza tym uważam, że Kartagina musi być unicestwiona”). Jak wiadomo, tymi słowami kończył Katon Starszy wszystkie swoje przemówienia w senacie.
Czuję się w obowiązku, do znudzenia, jeśli zajdzie konieczność, przestrzegania przed naszym polskim (gdzie mu do amfory) kubłem z pomieszaną z pomyjami trucizną. Jest nią „polityka historyczna”. Czym jest „polityka historyczna”? Z samej swojej istoty i definicji absurdem, oszustwem i manipulacją. Tak, z samej swojej istoty. Historia nie jest bowiem niemal nigdy jednoznaczna.
Bolesław Śmiały (zwany także Szczodrym) zabił jak wiadomo 11 kwietnia 1079 r. na Skałce, a potem ponoć chirurgicznie pokawałkował (co w owych czasach stosowano wobec zwłok zdrajców i buntowników) biskupa krakowskiego Stanisława ze Szczepanowa. Wylano na ten temat morze atramentu. Jedni gloryfikowali króla i potępiali biskupa, drudzy akurat na odwrót, trzeci szukali rozpaczliwie niemożliwej i pokrętnej wersji pośredniej. Tradycja przyznała, o dziwo, a może na szczęście, rację tym trzecim właśnie. Stanisław, chociaż – jak piszą Zygmunt Sułowski i Zygmunt Wiktorzak – w Rzymie „sprawa ważyła się długo i miała zawiły charakter”, został 17 września 1253 kanonizowany, czyli wyniesiony na ołtarze.
W 1979 r. wysłuchałem na Skałce rocznicowej oracji, w której najdostojniejszy, taktowny kaznodzieja wysławiał męczeństwo świętego Stanisława, ani aluzją jednak nie zranił pamięci mordercy. Pełen byłem podziwu. Tyle że po pierwsze, tacy mówcy nie zdarzają się często; po drugie, chodziło jednak o zdarzenia sprzed lat dziewięciuset, które jeszcze nie są poddane brzytwie IPN.