Zespoły klezmerskie powstają na całym świecie. Najwięcej jest ich w Niemczech (i grają w nich przede wszystkim Niemcy), ale też we Francji, Danii, Czechach, Holandii i, oczywiście, za Oceanem. W Polsce również lata powodzenia krakowskiego Festiwalu Kultury Żydowskiej zaowocowały nie tylko coraz liczniejszymi imprezami o podobnej tematyce, ale także pojawianiem się wciąż nowych klezmerskich kapel, i to już nie tylko w Krakowie, ale np. w Lublinie czy Rzeszowie.
Zespoły te powstają dla przyjemności grania skocznych rytmów i wdzięcznych melodii, a także dla zarobku. Zupełnie inaczej jest z wieloma młodymi muzykami, niekoniecznie o żydowskich korzeniach, dla których ta muzyka nagle stała się inspiracją do własnej oryginalnej twórczości. To trochę tajemnicza sprawa, ale jej wynikiem są interesujące efekty artystyczne.
W świecie myślenie o żywotności żydowskiej muzyki przeorał już w 1992 r. John Zorn swoim manifestem i cyklem koncertów Radical Jewish Culture oraz stworzoną pod tym hasłem 12 lat temu marką Tzadik. Na płytach wydawanych przez Zorna nie ma słodkich chasydzkich śpiewów ani klezmerskich tańców, nawet w twórczym rozwinięciu tak znakomitych zespołów jak The Klezmatics czy Brave Old World, świetnie znanych bywalcom krakowskiego Festiwalu Kultury Żydowskiej. To inny świat. Muzyka z płyt Tzadika była (i jest) naprawdę radykalna, awangardowa, mocna.
Wcześniejsza twórczość Zorna, znana m.in. z występów i płyt zespołów Naked City i Painkiller, bywała wielkim wrzaskiem, wybuchem protestu i agresji, tłumionej i skondensowanej w duszy mieszkańca wielkiego miasta. Kiedy Zorn po śmierci ojca odkrył, że temat żydowski jest dla niego czymś bardzo ważnym, zaczął również od swoistego krzyku: utwór „Never Again” na płycie „Kristallnacht” (1995) składa się z przeraźliwego hałasu tłuczonych szyb, połączonego z hitlerowskimi przemówieniami.