Karierę robi słowo „retoryka”. Nazwano głowę państwa „oszustem”, tłumaczy się to określenie „retoryką” wypowiedzi. Spostponowano damę jako „czarownicę”, usłużny obrońca tłumaczy, że to „figura retoryczna”. Tak to antyczna sztuka przemawiania tworzy alibi dla brutalnych zniewag i zniesławień.
Retoryka w encyklopediach różnie nazywana: krasomówstwem, sztuką, umiejętnością ozdobnego przemawiania, wysławiania się, ma swego ojca w osobie rzymskiego pedagoga i mówcy. Kwintylian – nauczyciel rzymskiej młodzieży i autor fundamentalnego dzieła „Kształcenie mówcy” – uczył się, jak przekonywająco, pięknie, zwięźle mówić, a nie jak znieważać, zniesławiać, poniewierać słowem.
Retoryka była do XVIII w. wykładana w szkołach i jako jeden z podstawowych przedmiotów figurowała w najdawniejszych programach uniwersytetu krakowskiego. Zakłamywanie retoryki, którego jesteśmy świadkami, nadaje zupełnie nową treść ustalonemu od wieków pojęciu. To tak, jakby miłośnika chamskich dowcipów nazwać humorystą, a obżartucha jedzącego byle co – smakoszem.