Organizatorzy każdego z turniejów rangi Tier (patrz ramka) muszą zainwestować w sprawne przeprowadzenie imprezy kwotę pięciokrotnie (!) przewyższającą regulaminową pulę nagród. Jeśli zatem warszawski turniej kobiet Warsaw by Heros ma pulę 112 tys. dolarów, to trzeba wyłożyć jeszcze ok. 500 tys. w przeprowadzenie turnieju. I taki przelicznik zastosować należy w każdym przypadku, mając świadomość, że turnieje typu challanger (m.in. Szczecin i Poznań) są tańsze w kosztach, choć pula zawodniczych nagród jest wysoka. Równocześnie organizatorzy czynią osobne, długotrwałe zabiegi, by pozyskać dobrych graczy dla turnieju. Tylko naiwny wierzy, że Conchita Martinez przyjeżdża do Warszawy, bo podoba jej się miasto i ma okazję wygrać kilkanaście tysięcy dolarów za ewentualne zwycięstwo, które nie przychodzi łatwo, gdyż każda z rywalek chce pokonać słynną Hiszpankę. Nie, tej klasy zawodnicy nie pozwalają sobie na takie ryzyko i każą sobie ekstra płacić za nazwisko. Nikt nie zdradzi tej stawki, ale skądinąd wiadomo, że w tym konkretnym przypadku jest to kwota niewiele mniejsza od całej puli nagród!
Zawodowy turniej kobiet sprowadzili do Warszawy siedem lat temu ówczesny prezes towarzystwa ubezpieczeniowego Heros Jerzy Kisilowski i znany działacz tenisowy, dyplomata Ryszard Fijałkowski. Pierwszemu chodziło przede wszystkim o promocję firmy, której przewodził, i trzeba przyznać, że zamiar okazał się nad wyraz skuteczny. Gorzej było z realizacją drugiego hasła: promocji tenisa w naszym kraju i dania szansy wygrania naszym tenisistkom z dziewczętami znacznie wyżej notowanymi w światowej klasyfikacji. Tylko Magda Grzybowska swymi wynikami w zagranicznych turniejach w jakimś stopniu próbuje spłacić rachunki i spełnić sportowe oczekiwania.
Duże nadzieje wiązano swego czasu z wysokimi, długonogimi Magdą i Olgą Rejniakównymi.