Wojciech Wencel: Oda chorej duszy. bruLion. Kraków-Warszawa 2000, s. 70
Poezję Wencla krytyka literacka zwykła charakteryzować jako kunsztowną z jednej strony (tj. sięgającą po tradycję wiersza regularnego) – co zresztą dość rzadkie wśród twórców najmłodszych generacji – oraz jednoznacznie zorientowaną światopoglądowo z drugiej. Wojciech Wencel co najmniej od drugiej swej książki poetyckiej uprawia lirykę, którą nazwać można religijnie metafizyczną; właśnie w tej kolejności. Jej punktem oparcia jest głęboka wiara, która przekłada się na formuły artystycznego wyznania. Nowa poezja Wencla, jak ją rozumiem, pozostaje próbą zapisu rozterek religijnych czy lepiej powiedzieć – mistycznych; cierpienia i iluminacji jednocześnie. Poeta tym razem świadomie rezygnuje często z tradycyjnego toku wiersza na rzecz formuł bardziej, by tak rzec, awangardowych, językowo niepokornych – aby przybliżyć się do opisania (tajemnych w swej istocie) stanów sakralnego wzruszenia i poruszenia.
A jednocześnie twórczością swoją Wencel zaświadcza, że głęboka religijna (katolicka w swym doktrynalnym założeniu) kontemplacja jest przekładalna na język artystyczny bez straty dla jakości przekazu estetycznego. Zaświadcza, że pojęcie „poezji religijnej” nie musi być synonimem twórczości obowiązkowo naiwnej lub bezbronnie jednoznacznej w swych wyznaniach. Poezja ta to również świadectwo osoby oraz świadectwo osobiste. To artystyczna wizja trudnego i nie pozbawionego wyrzeczeń oraz poczucia klęski (tj. niedosytu, niespełnienia – czyli swoistej skromności) dążenia ku Bogu. Po prostu i aż.
Jarosław Klejnocki
[warto mieć w biblioteczce]
[nie zaszkodzi przeczytać]
[tylko dla znawców]
[czytadło]
[złamane pióro]