Wszyscy chcą coraz sprawniejszych komputerów. Ich rosnąca moc obliczeniowa potrzebna jest, by korzystać z coraz bardziej wyrafinowanych gier i multimediów. Jeszcze nie tak dawno o filmowych efektach specjalnych mogły myśleć tylko bogate studia Hollywood, dziś za cenę kilkuset dolarów może się nimi bawić każde dziecko.
Komputerowym światem rządzi tzw. prawo Moore’a, które mówi, że wydajność mikroprocesorów podwaja się co 18 miesięcy. Robert Gordon, amerykański ekonomista z Northwestern University, twierdzi, że to właśnie rosnąca szybkość komputerów jest głównym czynnikiem napędzającym amerykańską gospodarkę, najważniejszą przyczyną nieustającego wzrostu jej produktywności.
W nieodległej już przyszłości dzisiejsze metody wytwarzania mikroprocesorów staną się niewystarczające. Wzrost wydajności układów elektronicznych uzyskuje się głównie dzięki miniaturyzacji. Umieszczane na krzemowych płytkach elementy pamięci, tranzystory i biegnące między nimi połączenia są coraz mniejsze i zbliżają się do nieprzekraczalnej ze względu na prawa fizyki bariery. Nowoczesny procesor to układ złożony z dziesiątków milionów mikroskopijnych tranzystorów.
Miniaturyzacja kosztuje, bo kolejne wersje mikroprocesorów wymagają bardziej wyrafinowanych, droższych linii produkcyjnych. Dziś wybudowanie fabryki mikroprocesorów kosztuje 2–3 mld dol., w 2010 r. koszt ten wzrośnie do około 30 mld, w 2015 nawet do 200 mld dol.
Przydałaby się rewolucja, radykalne odejście od dotychczasowego schematu miniaturyzacyjnego. Przepis na elektroniczny przewrót pojawił się już w 1974 r. Wówczas to Ari Aviram z laboratoriów IBM i Mark Ratner z Northwestern University opublikowali artykuł zwiastujący narodziny elektroniki molekularnej. Uczeni ci stwierdzili, że dokładnie takie same funkcje, jakie spełniają układy naniesione na płytki krzemowe, mogą spełniać tysiące razy mniejsze pojedyncze cząsteczki chemiczne.