Samego generała nie było zresztą wówczas w Londynie. Wieść o wydarzeniach na Pacyfiku dotarła doń w Kujbyszewie. Był już po rozmowie ze Stalinem, który wyraził zgodę na ewakuację do Iranu utworzonej w ZSRR armii gen. Andersa.
Stalin przyjął Sikorskiego na Kremlu 3 grudnia, gdy wojska niemieckie dotarły do przedmieść Moskwy. Rząd i korpus dyplomatyczny ewakuowano już do Kujbyszewa, ale Stalin pozostał w stolicy. Zarówno Sikorski jak i Anders byli przekonani, że klęska Związku Radzieckiego jest kwestią najbliższej przyszłości. Mylili się.
6 grudnia, przypomnijmy, na dzień przed atakiem japońskim na Pearl Harbor, ruszyła w rejonie Moskwy kontrofensywa dowodzona przez marszałka Georgija Żukowa. Po raz pierwszy w tej wojnie Niemcy zostali zmuszeni do odwrotu. Uderzenie Żukowa odrzuciło ich o 150–200 km od Moskwy.
W tych działaniach, prowadzonych, gdy słupek rtęci w termometrach spadł do minus 35 stopni, dużą rolę odegrały ściągnięte z Dalekiego Wschodu, świetnie wyekwipowane i wyszkolone dywizje syberyjskie. Był to żołnierz niezdemoralizowany klęską, a przede wszystkim przygotowany do walki w ekstremalnie trudnych warunkach zimowych. Wiele wskazuje na to, że bez tych syberyjskich dywizji Moskwa by padła.
Czujne oko Stalina
Decyzja o przerzuceniu ich z Syberii na Front Zachodni podjęta została w przekonaniu, że Japonia skieruje swą ekspansję w rejon Pacyfiku. Związek Radziecki zawarł wprawdzie w kwietniu 1941 r. układ o nieagresji z Japonią, ale nie to miało dla Stalina znaczenie. Bardzo uważnie obserwował posunięcia japońskie. Świadczyły one, że Tokio będzie szukać surowców i przestrzeni życiowej w rejonie Pacyfiku.