W nawiązaniu do artykułu p. Piotra Winczorka (POLITYKA 44) chciałbym podzielić się kilkoma spostrzeżeniami.
Często od osoby przyjmowanej do pracy wymaga się złożenia oświadczenia, że nie toczy się przeciwko niej postępowanie sądowe. Dlaczego więc od kandydata na posła lub senatora wymaga się tylko i wyłącznie społecznego poparcia? Wyborca z reguły nie wie, czy przeciwko osobie ubiegającej się o mandat nie toczy się postępowanie sądowe, komornicze, czy był skazany, czy prowadził samochód w stanie wskazującym, czy nie jest nierzetelnym kredytobiorcą itp. Tymczasem przy pomocy specjalistów od wizerunku wyborcy otrzymują wątpliwej uczciwości posła (lub senatora) w ładnym opakowaniu i dobrze wyreżyserowanych manierach. (...)
Żaden uczciwy obywatel RP nie życzy sobie być reprezentowany przez oszusta, malwersanta, awanturnika czy nieudacznika, który w dodatku utrzymuje się z jego podatków, podczas gdy w budżecie brakuje pieniędzy na kształcenie, leczenie, budowę dróg itp.
Sejm jest jedyną instytucją w Polsce, gdzie do pracy przyjmują po „trzydniowym przeszkoleniu”. Poseł nie musi wykazać się nawet zrozumieniem problematyki poddanej głosowaniu, chociaż decyduje o akceptacji (tak) lub odrzuceniu (nie). Może nawet szczęśliwie doczekać końca kadencji, ograniczając się jedynie do przyciskania guzika. (...)