W pełni podzielam reakcje Marka Ostrowskiego zawarte w jego artykule (POLITYKA 42). Przyznano pokojową Nagrodę Nobla ONZ. Ale czyż nie jest dziwne, że organizacja, która została powołana do stania na straży pokoju w świecie, jest honorowana pokojową Nagrodą Nobla.
Od chwili podpisania traktatu założycielskiego w San Francisco działalność ONZ nie spowodowała trwałego i skutecznego rozwiązania żadnego konfliktu. Przykłady licznych długoletnich i krwawych starć zbrojnych w różnych częściach świata są tego potwierdzeniem.
To, że od pięćdziesięciu lat unikamy globalnego konfliktu, bynajmniej nie jest zasługą tej organizacji. Wcześniej światowy pokój uzależniony był od postępowania dwóch mocarstw (np. sytuacja na Kubie), obecnie od jednego z nich. Stąd częste nazywanie USA policjantem świata, niestety jak groźne mogą być tego konsekwencje dla nich samych, wiemy od kilku tygodni. Zrozumiałe jest, że w swej polityce międzynarodowej kierują się przede wszystkim własną racją stanu. Talibowie rządząc Afganistanem wiele lat, stwarzając więzienie dla własnych obywateli, niszcząc wszystko to co obce kulturowo, budzili w cywilizowanym świecie jedynie rozbawienie, niekiedy oburzenie. Jak bardzo mogą być groźni dla Zachodu, dopiero teraz zdano sobie sprawę. To właśnie ostatnie wypadki ukazały całą bezsilność ONZ.
Niestety nie ma jakichś uniwersalnych sił stojących na straży pokoju, uniwersalnych wartości i w razie ich łamania mogących efektywnie interweniować, także zbrojnie – jeżeli nie ma już innego wyjścia, ale pod własnym sztandarem, nieutożsamiane z jakimś konkretnym państwem.
W obecnej postaci ONZ postrzegam przede wszystkim jako miejsce istnienia lukratywnych posad dla armii urzędników.