Archiwum Polityki

Subiektywny spis aktorów teatralnych

Edycja dziewiąta

W bijącym rekordy idiotyzmu reklamowym filmiku, z gmachu teatru, skąd dobiegają śmieszki i brawa, chyłkiem wykrada się paskudny babsztyl z przesadnym makijażem na gębie. Dopada taksówki i pomyka do domu, gdzie zmywa charakteryzację, przepoczwarza się w sympatycznego faceta i wgapia się w telewizor. Sztuka sceniczna zdaje się tu być najwyraźniej wynaturzeniem, bzdurą – zaś normalność sprowadza się do kanapy, puszki piwa i skakania pilotem po kanałach. Do zagrania tej apoteozy knajactwa dał się wynająć znakomity wykonawca, jeden z tych, którzy za chwilę, w tym corocznym przeglądzie aktorskich osiągnięć, wystąpią jako twórcy ważkich i mądrych ról. Czy musiał brać ten obstalunek?

Aktorzy często narzekają na los. I mają powody: ich sztuka, z której są bezlitośnie rozliczani przez publiczność i krytykę, w tak wielkim stopniu zależy od czynników od nich niezależnych: od trafnego obsadzenia, od partnerów, od lepszych lub gorszych konceptów reżyserskich. Rzetelne kreacje często nie mają szansy powstać, a jeśli powstaną – bywają niedocenione, przesłonięte przez tandetną łatwiznę. Mamy – odbiorcy teatru, w tym komentatorzy – wiele grzechów na sumieniu wobec aktorskiego światka. A przecież w zalewie amatorszczyzny, jaką jesteśmy zewsząd karmieni, pora byłaby wziąć to co w działalności scenicznej profesjonalne i twórcze pod ścisłą ochronę. Nikt jednak nie ustrzeże z zewnątrz czegoś, co bywa – na szczęście niezbyt często – niemądrze deprecjonowane od środka.

PS: Przypominam: spis i stosowane w nim kryteria są całkowicie subiektywne. Nie stawiam stopni; na sympatię zasługują i ci, co „na fali” umacniają swą pozycję w zawodzie, i ci, co odnieśli „zwycięstwo” – przeskoczyli samych siebie, i ci, których śmiem o coś „pytać”.

Polityka 34.2001 (2312) z dnia 25.08.2001; Kultura; s. 42
Reklama