Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi śledztwo w sprawie pomówienia pięciu polityków z pierwszych stron gazet, lecz Andrzej Lepper nie jest jeszcze formalnie podejrzanym. Lider Samoobrony, który podczas wielu własnych sądowych spraw zdążył poznać przepisy procedury karnej, liczył na pełną bezkarność.
Świadczą o tym miejsce, forma i treść wypowiedzianych przez niego zarzutów o korupcję wobec prominentnych polityków. Trybuna sejmowa miała zapewnić mu tzw. immunitet materialny, najpełniejszy, bo związany z istotą zadań poselskich. W myśl ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora parlamentarzysta nie może być bowiem pociągnięty do odpowiedzialności za działania wynikające właśnie z „wykonywania mandatu” (art. 6), przez co rozumie się przede wszystkim „zgłaszanie wniosków, wystąpienia lub głosowania na posiedzeniach”. Potocznie mówi się, że co pada z trybuny sejmowej, jest nie do zaskarżenia. Dodatkowym ubezpieczeniem Andrzeja Leppera przed zarzutem pomówienia była figura retoryczna; kilkakrotnie podkreślał, że „nie twierdzi, tylko zadaje pytania, a wyjaśnić te sprawy musi przecież prokuratura” (do której, po dwóch dniach, gdy miał dostarczyć materiały wskazujące na korupcję, natychmiast „stracił zaufanie” – przyp. A.Ch.). Zapewne też lider Samoobrony miał nadzieję, że jego wystąpienie zostanie potraktowane jako złożone publicznie zawiadomienie o przestępstwie, zatem prokuratura w tej sprawie z urzędu będzie musiała wszcząć postępowanie. W każdym z tych elementów – wydaje się – Andrzej Lepper popełnił błąd.
Wspomniany artykuł 6 zapewnia immunitet posłowi występującemu z trybuny sejmowej pod warunkiem wszakże, iż nie „narusza dóbr osobistych innych osób”.