Lektura artykułu Adama Szostkiewicza (POLITYKA 50/01) pozwala odetchnąć z ulgą. Jako student dziennikarstwa i iranistyki w większości przypadków zgadzam się z autorem co do stosowania polskiej transkrypcji, nie zaś czerpania z przekładów anglosaskich, które w wielu miejscach nie przystają do polskiej fonetyki. Mam jednak także kilka uwag.
Po pierwsze słowo „Allah”. Wedle trzech najpopularniejszych w światowej orientalistyce modeli transkrypcji zapisu arabskiego na alfabet łaciński, arabska litera „ha” zawsze powinna przyjmować formę „h”. Inny zapis jest po prostu błędem, zaś tak czy inaczej wymowa w języku polskim nie zmienia się. Razić może co najwyżej „wygląd” słowa, nieprzystający do polskiej ortografii.
Po drugie. Mozaika kulturowa w Afganistanie jest tak skomplikowana, iż niemal wszędzie występują oboczności. Afgańczyk Pasztun vel Pusztun powie „Mezar-i-Szarif”, ale Afgańczyk Tadżyk czy Uzbek wymówi z perskiego „Mazar-e-Szarif”. Odnośnie do zapisu „Duraninów”, czy popularniejszej dziś wersji „Duranidów” (od mianownika „Durani”), i podobnie „Gilzów”, czy raczej „Gilzajów”, nie doszły do porozumienia najtęższe głowy polskiej orientalistyki i językoznawstwa, więc i ja zachowam stosowne milczenie.
Po trzecie – brawo!, brawo! i jeszcze raz brawo! Koniec z „Talibanem”. Przez jakiś czas wraz z innymi studentami i wykładowcami zastanawialiśmy się, czy w toku walk Afganistan nie zmienił przypadkiem oficjalnej nazwy państwowej. „Taliban to brzmi dumnie”. Bardziej durnie. Skąd taka idiotyczna forma wzięła się w przekładzie anglosaskim?