Przeczytałem w wydanej niedawno książce panu poświęconej, że nieme „Quo vadis” to był drugi film, jaki widział pan w życiu. Coś pan zapamiętał z tej projekcji w rodzinnym galicyjskim Gwoźdźcu?
Bardzo mało, tylko tyle, że były jakieś tłumy na ekranie...
W pana filmie też zapewne będą tłumy, ale ważniejszy jest pierwszy plan.
Opieram swój film na trzech postaciach: Petroniusz, Neron i Chilo Chilonides...
A gdzie jest Winicjusz?
Tam, gdzie być powinien, czyli przy Ligii, ale wątek romansowy, wbrew temu, co pokazywano we wcześniejszych ekranizacjach, wcale nie jest w „Quo vadis” najważniejszy. Zresztą w sprawach miłosnych Sienkiewicz był dość stereotypowy, nietrudno przecież zauważyć, iż Winicjusz to jest kolejne wcielenie Kmicica. Natomiast ja wybrałem trzy charaktery bardzo ciekawie zarysowane, reprezentujące rozmaite światy i różne filozofie.
Zatem przyjrzyjmy się im. Kim jest Petroniusz?
To intelektualista i artysta, który intuicyjnie czuje, że zbliża się koniec Nerona, a także kres pewnej epoki, której symptomy przemijania są już widoczne – chrześcijaństwo proponuje inny system wartości.
Ale nie zamierza przyłączyć się do nowej wiary.
Jest sceptyczny, nawet cyniczny, lekko ironizuje na temat Winicjusza, który zafascynowany jest nową religią, a najpierw samą Ligią, i przyjmuje chrzest. Tymczasem Petroniusz powiada – mam swoje kamee, swoją Eunice i nic więcej mi nie potrzeba. Wszystko mogę w życiu zrobić, ale ja tej nauki nie przyjmę, choćby w niej tkwiła prawda i mądrość, zarówno ludzka jak i boska.
Bogusław Linda, który gra Petroniusza, powiedział, że nie było to zbyt trudne zadanie aktorskie – starał się po prostu naśladować pana.