Podzielając w pełni opinię prof. Brunona Hołysta [„Groźny Gdańsk, bezpieczny Białystok”, POLITYKA 17/18] (...), pozwalam sobie przedstawić kilka uwag związanych z tezą o konieczności powołania policji samorządowej.
Założenia reformy wprowadzającej samorząd terytorialny takie rozwiązanie przewidywały. Przecież za bezpieczeństwo w mieście odpowiada prezydent i żeby mieć jakąś instytucję, choćby do egzekucji uchwał rady miasta, powołano Straż Miejską. (...)
Wszyscy eksperci od policji (ostatnio minister Dorn) powołują się na swoje studia nad osiągnięciami Williama Brattona, gdy porządkował Nowy Jork. Tylko nikt nie zauważa, że Bratton był szefem samorządowej policji municypalnej miasta Nowy Jork. Wszyscy eksperci od spraw bezpieczeństwa pouczają, że tak jak w służbie zdrowia najważniejsza (i najtańsza) jest profilaktyka, na którą powinno być kierowane ponad 50 proc. środków przeznaczonych na bezpieczeństwo. A profilaktyka to np. walka z biedą i nudą, które są podstawowymi przyczynami przestępczości wśród młodzieży, to budowa bezpiecznych dróg i ulic, bezpiecznych stadionów piłkarskich (z pełnym monitoringiem kibiców) itd. Tego nie zrobi policja, to muszą zrobić władze lokalne.
Jak każdy przeciętny obywatel mam swojego lekarza domowego i dentystę, swojego proboszcza, swojego fryzjera i krawca, zaufanego majstra od samochodu i złotą rączkę od napraw domowych i chcę też mieć swojego policjanta, którego widziałbym codziennie na mojej ulicy i mógł mu zgłosić moje uwagi, obawy, wnioski.
Marzy mi się, aby taki mój dzielnicowy znał wszystkich mieszkańców swojej dzielnicy i żeby mieszkańcy go znali. Żeby urzędował w dzielnicy jak leśniczy w lesie.