Internet to dzieło amerykańskich uczonych sfinansowane przez amerykańską armię. Stany Zjednoczone potrzebowały systemu łączności, który mógłby przetrwać ewentualny atak jądrowy. Musiał to być system całkowicie zdecentralizowany, pozbawiony hierarchii i centrum zarządzania. Gdyby likwidacji uległ jakiś węzeł sieci, pozostałe powinny nadal funkcjonować. System taki powstał pod koniec lat sześćdziesiątych i przez wiele lat korzystali z niego głównie naukowcy. Nie był to jednak jedyny system sieciowej łączności. W latach osiemdziesiątych większą chyba niż Internet popularnością cieszyły się sieci komputerowe tworzone przez wielkie korporacje jak IBM (sieć Bitnet) i DEC (sieć DECnet).
Polscy naukowcy mogli tylko z zazdrością patrzeć, z jaką łatwością ich koledzy z Zachodu porozumiewają się między sobą. Poczta elektroniczna i zdalny dostęp do rozsianych po świecie elektronicznych baz danych umożliwiał tworzenie wielkich międzynarodowych zespołów badawczych. Bez sieci komputerowych niemożliwy byłby rozwój współczesnej astronomii i fizyki wysokich energii. Postęp w tych dziedzinach wymaga eksperymentów na aparaturze kosztującej miliardy dolarów. Nad jednym doświadczeniem pracują nierzadko setki, a nawet tysiące badaczy z kilkudziesięciu krajów.
Również nasi naukowcy wyjeżdżali za granicę, by prowadzić badania w najlepszych ośrodkach naukowych w Genewie, Trieście, Hamburgu czy Aarhus. Gdy wracali do kraju, słyszeli, jak zamyka się za nimi żelazna kurtyna. – Nagle traciliśmy możliwość szybkiej komunikacji. Technologie sieciowe były obłożone embargiem i Polska, podobnie jak wszystkie kraje socjalistyczne, nie miała dostępu do międzynarodowych sieci informatycznych – wspomina Jacek Gajewski, fizyk z Uniwersytetu Warszawskiego.