Dzień po ogłoszeniu przez premiera Litwy Algirdasa Brazauskasa, że rozmowy w sprawie sprzedaży Możejek są już na finiszu, a do uzgodnienia pozostało tylko kilka szczegółów, w warszawskiej spółce Mažeikiu Nafta Trading House panowało pełne napięcia wyczekiwanie. – Właśnie wróciłem z Litwy, ale wiem tylko tyle, ile podała prasa. Na razie pracujemy normalnie – wyjaśnia prezes spółki Włodzimierz Olbrycht.
Mažeikiu Nafta Trading House to litewski przyczółek w naszym kraju. Od trzech lat sprzedaje na polskim rynku hurtowym produkty naftowe, głównie olej napędowy i benzyny. W sumie ok. 350 tys. ton rocznie. W skali naszego kraju to niewiele, ale w północno-wschodniej Polsce Litwini stali się znaczącym graczem. Zwłaszcza że rozbudowują logistykę i przecierają nowe szlaki: tuż koło granicy, w Mariampolu, uruchomili bazę magazynową, z której paliwo rozwożą autocysternami do polskich odbiorców, a do Gdańska drogą morską dotarł niedawno pierwszy transport 12 tys. ton oleju napędowego.
Mieli nawet pomysł stworzenia w Polsce sieci stacji paliw, ale do tego nie doszło. Handel detaliczny nie jest specjalnością Możejek. Na Litwie mają zaledwie 30 niewielkich stacji działających pod marką Ventus. Większość swojego paliwa sprzedają za pośrednictwem konkurencyjnych sieci detalicznych: głównie rosyjskiego Łukoilu, norweskiego Statoilu oraz fińskiej Neste.
Możejki budowano z rozmachem pod kątem potrzeb ówczesnego imperium sowieckiego. Rynek państw nadbałtyckich jest dla nich za mały. Sprzedają tu nieco ponad 2 mln ton produktów, podczas gdy roczna produkcja sięga 8 mln ton, a mogłaby być jeszcze większa. Coś z tym nadmiarem trzeba zrobić. Trochę trafia do Polski i na Ukrainę, reszta drogą morską wędruje do Europy Zachodniej i USA.
Dla Orlenu ten nadmiar może być problemem.