Archiwum Polityki

Mir z nami

23 marca br. z podmoskiewskiego centrum lotów kosmicznych wysłano komendę radiową, która uruchomiła silniki transportowego statku Progres. Był on doczepiony do stacji Mir, krążącej wówczas na wysokości 215 kilometrów nad powierzchnią naszej planety. W ten sposób rozpoczął się proces sprowadzania na Ziemię Mira, stacji kosmicznej, która przez 15 lat obiegała nasz glob. Lądowanie zakończyło się powodzeniem; kilka godzin później szczątki Mira bezpiecznie zatonęły w przepastnych głębiach Oceanu Spokojnego.

Topienie w Pacyfiku to standardowa procedura pozbywania się dużych pojazdów kosmicznych. Wszystkie obiekty poruszające się w górnych warstwach atmosfery zderzają się z cząsteczkami powietrza, dzięki czemu tracą prędkość. Z tego powodu orbita statku kosmicznego obniża się, najpierw bardzo powoli, potem – coraz szybciej. W pewnym momencie, gdy pojazd zanurzy się w gęstych obszarach atmosfery, zaczyna rozpadać się i płonąć. Mniejsze satelity ulegają całkowitemu zniszczeniu, kawałki większych mogą jednak spaść w zupełnie przypadkowych miejscach. Prawdopodobieństwo powstania jakiejkolwiek szkody jest stosunkowo niewielkie, gdyż znaczną większość obszaru kuli ziemskiej pokrywają obszary niezaludnione (oceany, pustynie, tajgi), ale lepiej dmuchać na zimne. Dlatego zdecydowano się przeprowadzić operację kontrolowanego topienia szczątków Mira w Oceanie Spokojnym.

Stacja kosmiczna Mir była ostatnim reliktem potężnego programu badań kosmicznych, rozwijanego od lat pięćdziesiątych przez Związek Radziecki. Program ten, oprócz znaczenia naukowego i militarnego, miał również – a może przede wszystkim – ogromny aspekt propagandowy. W okresie zimnej wojny ZSRR i Stany Zjednoczone wpędziły się nawzajem w wyścig w podboju kosmosu, mający wykazać, które z mocarstw ma nad drugim przewagę technologiczną. Początkowo większe sukcesy odnosił Związek Radziecki. W 1957 roku jako pierwszy umieścił na orbicie wokółziemskiej sztucznego satelitę, a niecałe cztery lata później wysłał w kosmos pierwszego człowieka. Urażeni w swej dumie Amerykanie przeznaczyli na badania kosmosu ogromne fundusze, dzięki czemu w końcu lat sześćdziesiątych mogli zacząć wysyłać na Księżyc statki Apollo z ludźmi na pokładzie. Radziecki program lotów załogowych na Księżyc okazał się niewypałem i nie wyszedł poza stadium projektów.

Polityka 13.2001 (2291) z dnia 31.03.2001; Wydarzenia; s. 15
Reklama