Archiwum Polityki

Orła cień

Niemcy mają kłopot. Chcieliby być patriotami, a zarazem boją się swych narodowych uczuć. Podczas piłkarskich mistrzostw świata wybuchła w RFN kolejna dyskusja o dumie narodowej i kosmopolityzmie. „Świat z wizytą u przyjaciół” – brzmi hasło tych mistrzostw.

Na Unter den Linden – tej alei niemieckiej pewności i niepewności siebie – dwóch chłopaków w oliwkowym kabriolecie BMW powiewa ogromnym sztandarem Republiki Federalnej. Czerń jak zwykle dość niezgrabnie przydusza czerwień i żółć. Ale w tej piłkarskiej euforii nie ma nic groźnego. Na ulicach Niemcy w koszulkach różnych krajów i z różnymi flagami narodowymi. Jedynie w Monachium chuligani pogonili niemieckiego slawistę, bo był w niemieckim trykocie, a niósł polską flagę. Tu, w sercu Berlina, Fryderyk II, trochę krzywo wisząc w spiżowym siodle, z niesmakiem przygląda się pstrokatemu korowodowi stukilkudziesięciu berlińskich misiów na placu przed Operą Państwową. Każdy symbolizuje jakieś państwo. Na polskim Ela Woźniewska wymalowała lajkonika, mazowiecką wierzbę, chłopkę z trombitą. Podobnie jak w 2000 r. na hanowerskim Expo – jesteśmy krajem sielskim, lirycznym i raczej bez oryginalnych pomysłów na siebie.

Niemcy, przy swej połamanej historii, wciąż tych pomysłów szukają. Obok misiów pancerna szyba w chodniku. I drastyczna zmiana nastroju. To pamięć niemieckiej hańby. Pod szybą widać małe pomieszczenie, a w nim regały na książki. To tu, 10 maja 1933 r., nazistowscy studenci wrzucali do ognia książki Freuda, Marksa, Döblina, Kästnera i stukilkudziesięciu „dekadenckich” i „nieniemieckich” autorów. Nieopodal znaku hańby – piramida dumy narodu poetów i myślicieli: stos połyskujących metalicznie gigantycznych ksiąg. Na spodzie gruby Goethe, potem równie okazały Mann, chudziutki Brecht, nieco grubszy Böll i wysoko, na samym szczycie, nie za gruby Grass.

Na mistrzostwach świata niemiecka tożsamość narodowa ogranicza się do machania flagą i zbiorowego śpiewania hymnu, który w wersji oficjalnej jest okastrowany do trzeciej zwrotki mówiącej o prawie i wolności, a w sportowym paroksyzmie sięga niekiedy do zaklęcia „Niemcy, Niemcy ponad wszystko”.

Polityka 27.2006 (2561) z dnia 08.07.2006; Świat; s. 50
Reklama