Minęły dwa miesiące z trzech, które minister Rafał Wiechecki (28 l.) dał sobie na organizację Ministerstwa Gospodarki Morskiej. Resort ów PiS wykroił dla koalicjanta z LPR z dawnego Ministerstwa Transportu i Budownictwa. Nowy minister został dysponentem 345,9 mln zł przewidzianych w ustawie budżetowej na gospodarkę morską, na nadzorowane przez siebie dwie akademie i trzy urzędy morskie, trzy izby (sądy) morskie, Instytut Morski, Morską Służbę Poszukiwawczą i Ratownictwo oraz administracyjną czapę tego działu administracji rządowej (5,1 mln zł).
Kadrowy trzon MGM to ok. 45 specjalistów od żeglugi po wodach słonych, przeniesionych z Departamentu Transportu Morskiego i Śródlądowego byłego Ministerstwa Transportu i Budownictwa. W starym resorcie pozostali specjaliści od transportu śródlądowego, bo tego Wiecheckiemu nie oddano. Kiedy klejono koalicję, obiecano LPR, że ich minister zajmie się także rybołówstwem. Podlega ono jednak na razie ministrowi rolnictwa, którym dziś jest Andrzej Lepper. Przy kadrowych ambicjach szefa Samoobrony trudno Wiecheckiemu będzie zostać ministrem i od dorszy, zwłaszcza że Lepper zarówno dorsze (rybołówstwo morskie), jak i karpie (rybactwo śródlądowe) ma w jednym departamencie. Czy dzielić go na dwa?
Premier podpisując statut nowego MGM już zgodził się na powstanie w nim 11 komórek organizacyjnych (w tym 3 departamentów i 5 biur). Jeśli Wiecheckiemu pozostanie tylko gospodarka morska, to wystarczy mu 50–60 etatów, a jeśli ziszczą się ambitne plany i dojdzie mu żegluga szuwarowa, dorsze i karpie, to w 5–6 departamentach pracę znajdzie ok. 150 urzędników.
Po dwóch miesiącach jedyną w pełni obsadzoną komórką MGM jest gabinet polityczny ministra, w którym pracę znaleźli: Robert Żłobiński (działacz LPR z zachodniopomorskiego, najlepszy absolwent toruńskiej medialnej uczelni, wyróżniony złotym piórem przez rektora ks.