Co się teraz dzieje z odtwórczynią głównej roli w filmie „Cześć, Tereska”?
Jest w zakładzie poprawczym i nadal nie może ułożyć sobie życia, czyli przede wszystkim zerwać ze swoim środowiskiem. Jednak wciąż mam nadzieję, że coś dobrego w jej duszy siedzi. Czekam, kiedy Tereska bardziej dojrzeje i zrozumie, że nie można żyć z dnia na dzień, bez celu.
Jak Tereska (pozostańmy przy filmowym imieniu) reagowała widząc film w kinie? Co mówiła, że to jest ona czy nie ona?
Kiedyś powiedziała tak: prawdziwe życie jest jeszcze gorsze, niż to co widać na ekranie. Co cytuję również z myślą o niektórych widzach, zarzucających mi, że w filmie jest za dużo czarnych barw.
Podobny zarzut pojawiał się w recenzjach – że nadziei nie ma żadnej, podczas gdy w podobnych obrazach amerykańskich jakiś jasny promyk zawsze się w końcu pojawia.
To prawda, że nadziei nie ma żadnej, ale jest to konsekwencją tego, co się dzieje z główną bohaterką: ona ślizga się przez cały czas w dół i nie wykonuje żadnej próby, żeby się zatrzymać. Zjeżdża w przepaść, mimo że wyciągnięta jest do niej ręka ze strony matki, szkoły, a także ze strony Kościoła. Może ta pomoc jest tylko powierzchowna, jednak człowiek niepozbawiony instynktu samozachowawczego chwyciłby się na jej miejscu brzytwy. Ale nie ona. Dlatego finał może być tylko tragiczny. To się wiąże z moim poglądem, nie tak znowu oryginalnym, że jesteśmy odpowiedzialni za nasze wybory, zaś determinacja w dążeniu do celu jest tym, co napędza nasze życie. Młodzi ludzie podobni do Tereski nie mają tej świadomości.
A więc oskarża pan swoją bohaterkę, nie tylko jej współczuje. I ma pan zapewne rację, niemniej Tereski nam żal.
Bo ona jest ciepła, a budzi współczucie z jednego chociażby powodu – jest głęboko samotna.