Nie obiecywałem Bułgarom rzeczy niemożliwych. Nie mówię, że sytuacja gospodarcza poprawi się z dnia na dzień, bo to jest nierealne. I wszelkie takie obietnice byłyby nieuczciwe. Nigdy też nie mówiłem, że trzeba zmienić bieg historii. Nie ma przecież powrotu do dawnego modelu gospodarki ani socjalistycznego państwa. Uważam jednak, że polityka musi być wyraźniej zwrócona w stronę człowieka, a państwo powinno mieć mniej liberalny i bardziej socjalny charakter niż ma dziś. W wyborach prezydenckich obywatele Bułgarii po raz pierwszy głosowali nie kierując się historią kraju czy ideologią, lecz swoją sytuacją socjalną. Trudno się dziwić, skoro ludzie wyłączają grzejniki w mieszkaniach, bo nie stać ich na opłacenie rachunków za ciepło. Tymczasem w naszej gospodarce tkwi duży potencjał, co jednak wciąż nie przekłada się na poziom wzrostu. Myślę, że bułgarskiej gospodarce potrzebna jest szybko nowa polityka stymulacji eksportu, polityka otwarcia ekonomicznego na Europę i świat. My politycy musimy teraz poważnie myśleć o gospodarce, jeśli chcemy powstrzymać fałszywe skojarzenia, że to demokracja doprowadziła ludzi do ubóstwa, zapobiec społecznemu sceptycyzmowi i zniechęceniu do demokracji, odbudować zaufanie obywateli do państwa. Jestem usatysfakcjonowany, że udało mi się przekonać do idei integracji Bułgarii z Unią Europejską i NATO całą klasę polityczną, także moje ugrupowanie, Bułgarską Partię Socjalistyczną. Teraz musimy skoordynować nasze ustawodawstwo z unijnym i sprostać kryteriom integracji. Integracja z UE to dziś jedno z najważniejszych wyzwań stojących przed Bułgarią, ale jak szybko ono nastąpi, to już zależy w dużej mierze od nas samych.
Niestety muszę przyznać, że dotychczas politycy bułgarscy nie wysilili się zbytnio, by zapoznać społeczeństwo z problematyką eurointegracji.