Sukces gospodarczy – a więc i niskie bezrobocie – wymaga konkurencyjności. Taki był podstawowy wniosek z konferencji zorganizowanej przez Konfederację z udziałem pracodawców, polityków, gości z Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Na przekór tej oczywistości, jak dowodzili przedsiębiorcy, polskie firmy tracą konkurencyjność, bo płacą za dużo za kapitał (kurs złotego, stopy procentowe), za pracę (odległe od życia centralne regulacje na rynku pracy) i za usługi państwa (podatki). Nie ma polityki wspierania polskiej marki, nie ma ułatwień dla firm małych i średnich, choć to one najaktywniej tworzą miejsca pracy. Nie ma polityki nastawionej na absolwentów szkół i bezrobotnych rzeczywiście szukających pracy. Nie ma też poczucia klęski, choć już trzy miliony Polaków pozostaje bez pracy. Jest za to coraz więcej obciążeń – finansowych, kontrolnych, prawnych. I jest defensywa – czyli zasiłki.
O podatkach mówimy bez przerwy – że za wysokie, że skomplikowane, że antymotywacyjne, że egzekwowane często w sposób urągający przyzwoitości. Skoro w Irlandii żadna obniżka podatków nie wywołała spadku dochodów budżetowych, a wręcz przeciwnie – dlaczego u nas miałoby być inaczej? Wchodzimy w epokę wysokich technologii, w której stałe zatrudnienie będzie czymś wyjątkowym. Dlaczego gospodarka USA jest tak zadziwiająco żywotna? Bo cały czas się zmienia. Dziś jeden na 12 Amerykanów ma własną firmę, w Unii zaledwie jeden obywatel na 135. Te nowe firmy tworzą zatrudnienie i wzrost PKB.
My wiemy, co trzeba zrobić, żeby poradzić sobie z bezrobociem. Ale potrzebujemy do tego polityków patrzących dalej niż do najbliższej urny wyborczej. Pierwsze deklaracje padły i ze strony prezydenta, i ze strony premiera.