Jedna z aukcji monet w warszawskim Centrum Numizmatycznym wywołała sensację w środowisku naukowym. Sprzedano na niej unikatowe brakteaty (monety bite jednostronnie z cienkiej blachy) z XII i XIII wieku. Na jednej odczytano imię księżnej Heleny, wdowy po Kazimierzu Sprawiedliwym, zapomnianej polskiej władczyni. Tę niewielką monetę sprzedano za 9200 zł. Jeszcze wyższą cenę – 10 100 zł osiągnął brakteat księcia Kazimierza z napisami po hebrajsku. Oficjalnie mówi się, że skarb odkryto pod Krakowem jeszcze przed wojną. Mogło być jednak inaczej. Polskę przeczesują bowiem poszukiwacze skarbów. O ich odkryciach nie zawsze dowiadują się naukowcy i opinia publiczna.
Jedni szukają militariów, inni wolą kosztowności. Wyposażeni w wykrywacze metalu przeszukują pola, lasy i inne miejsca, w których spodziewają się odkryć prawdziwe skarby. Nie jest to środowisko zorganizowane, poszukiwacze trzymają się w małych grupach. Najczęściej znajdują pojedyncze monety: miedziane szelągi Jana Kazimierza, grosze Stanisława Augusta Poniatowskiego, kopiejki i inne, nie posiadające właściwie żadnej wartości materialnej.
Czasem jednak udaje się im odnaleźć prawdziwe skarby – naczynia ze złotymi i srebrnymi monetami.
Znalezione, zagrabione
W latach 1859–1913 na ziemiach wchodzących w skład ówczesnego Królestwa Polskiego odnaleziono i zgłoszono władzom rosyjskim 304 skarby zawierające złote i srebrne monety. A przecież to tylko 54 lata i zaledwie fragment polskich ziem! Informacje na temat tego, co owe skarby zawierały, jak były ukryte i co się z nimi stało, znamy dzięki pracy rosyjskiego badacza V.M. Potina, który przewertował dokumenty utworzonej w 1859 r. w Petersburgu Cesarskiej Komisji Archeologicznej. Według przepisów z listopada 1866 r. każdy, kto odnalazł skarb, musiał niezwłocznie przekazać kosztowności policji, ta przekazywała je władzom guberni, skąd trafiały do Komisji Archeologicznej.