Po trzydziestu paru latach pracy w filmie żywiłem złudzenie, że potrafię przewidzieć wszystkie niepowodzenia, które mogą mnie spotkać na planie. Okazuje się jednak, że przykrym niespodziankom nigdy nie będzie końca. Robiąc w lecie zimowe sceny potrzebowałem strażackiej piany po to, by stworzyć złudzenie śniegu. Przyjechał odpowiedni wóz z wodą i detergentem. Rozciągnęliśmy sikawki i po chwili zabrakło piany. Zawstydzeni strażacy zaczęli badać sprawę. Ich cysterna była nowa i lśniąca, importowana z Zachodu i na pierwszy rzut oka niezawodna. Wszystkie wskaźniki mówiły o tym, że jest pełna wody i detergentu, ale piana nie chciała lecieć. Z sikawek wypływała czysta woda. Dopiero po długich badaniach okazało się, że zawiódł jeden zegar, ten wskazujący ilość detergentu. Wskazówka zatrzymała się w pozycji „pełno”, a tymczasem zbiornik był już pusty. Na to, by go uzupełnić, należało zjechać z planu, dostać się do bazy, tam nabrać płynu i powrócić. W tym czasie zapadł zmrok i dlatego musiałem zrezygnować z ich pomocy. W filmie jest tylko bardzo lekka zima, taka, jaką można osiągnąć przyprószywszy trawę kruszonym styropianem. Wspominam tę przygodę przy ostatnim filmie, ponieważ wracając niedawno z Wiednia oglądałem stojący na trawie za pasem startowym rozbity samolot linii czarterowej. Samolot ten lądował awaryjnie, ponieważ w trakcie lotu zabrakło mu paliwa. Podobno spotkał po drodze niekorzystne wiatry i to zwiększyło spalanie, ale jak donosi wścibska prasa, prawdziwą przyczyną był wskaźnik paliwa, który zaciął się i informował, że zbiornik jest jeszcze pełny.
Podejrzewam, że w konstrukcji nowoczesnego samolotu jest więcej niż jeden system informowania o sprawach tak istotnych jak rezerwa paliwa w locie.