Archiwum Polityki

Mugole do Wołomina

Harry, Harry, Harry! – wykrzykiwał podniecony tłum ponad tysiąca ludzi, stłoczonych w piątkową noc przed warszawskim Empikiem. Atmosfera niczym na rockowym koncercie przeraziła organizatorów, którzy nie spodziewali się takiego natarcia. Wydawca czwartej części przygód Harry’ego Pottera, którą w nakładzie 250 tys. egzemplarzy tiry rozwoziły od środy po Polsce, tuż po północy zapowiedział dodruk.

Warszawski Empik Junior w ciągu tej piątkowej nocy 28 września sprzedał 800 książek „Harry Potter i Czara Ognia”. Ostatnią – o godzinie 2.30 nad ranem. W sobotę rozeszło się kolejnych 1200.

– Obudziłem się w piątek rano i myślałem, że nic z tego nie wyjdzie – opowiada Tytus Hołdys, czołowy animator polskiej potteromanii. – Było zimno i lał deszcz. Bronisław Kledzik, dyrektor wydającej serię o Harrym oficyny Media Rodzina, przyjechał z Poznania do Warszawy z obawą, że zamiast tłumów zastanie kilku przebierańców.

Bo i faktycznie jeszcze przed godz. 22 nic nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć przed północą. Przestępujący z nogi na nogę dziennikarze, kilkoro dzieciaków, marznący rodzice – ot i cały show na zainscenizowanym przed Empikiem peronie 9 i ľ na dworcu King’s Cross. – Zobaczycie, przyjdą – zapowiadała 14-letnia Ganges, która na Empikowe centralne obchody przyjechała z mamą z Legnicy. – Umawialiśmy się przez Internet – dodawała 16-letnia Gryffindorka w skórzanym płaszczu i spiczastym kapeluszu z czarnej krepiny.

Chodnik stopniowo zagęszczał się, głos wodzireja – czarodzieja Dumbledore’a – brzmiał coraz głośniej i bardziej ochryple, pojawiali się klowni i magicy. Niezainteresowani Harrym też mieli swój udział w imprezie. Dwóch kompanów, z solidnymi karkami, łysymi głowami i piwem w ręku, którzy pojawienie się każdej kolejnej wróżki i czarownicy witali rozanielonym porykiwaniem, nie podejrzewało, że idealnie odgrywali role książkowych goryli – Crabbe’a i Goyle’a. Podobnie smętni pasażerowie, przyklejeni do szarobrudnych szyb autobusu do Wołomina, bez zrozumienia spoglądający na bawiący się tłum, pewnie nie wiedzieli, że są w tym momencie mugolami.

Polityka 40.2001 (2318) z dnia 06.10.2001; Społeczeństwo; s. 91
Reklama