Archiwum Polityki

Nie patrz, nie myśl, uciekaj

Skala nowojorskiej tragedii jest niewyobrażalna: ponad 6 tys. ofiar. Ale przecież dziesiątki tysięcy zdołały uciec od śmierci bez obrażeń. Zginęli ci, którzy rzeczywiście nie mieli żadnych szans. Naturalne pytanie: a gdyby to się stało w Polsce?

Zdaniem strażaków w polskich biurowcach pod względem bezpieczeństwa pożarowego nie jest najgorzej, ale w budynkach mieszkalnych fatalnie. My sami zaś – niezdyscyplinowani, nienauczeni wykonywania poleceń ratowników – bylibyśmy dla siebie i innych nie mniejszym niż katastrofa zagrożeniem.

30 stycznia 2001 r. na 11 piętrze budynku mieszkalnego przy ul. Puszczy Solskiej 6 w Warszawie wybuchł pożar. Cztery minuty po zgłoszeniu telefonicznym na miejscu była straż. Tylko cztery minuty, bo była noc. W dzień przebycie tych 2 km trwałoby 8–10 minut, w godzinach szczytu może i 15 minut, bo w stolicy nie ma wydzielonych pasów ruchu dla pojazdów ratowniczych.

Mieszkania: mizeria blokowej wyobraźni

Pierwszy wóz strażacki zajechał w okolice budynku, ale dostęp tarasowały zaparkowane na drodze dojazdowej samochody. Pożar był w tzw. fazie rozwiniętej, co oznacza, że płomienie wychodziły na zewnątrz. Dwoje ludzi stało na zewnętrznym parapecie mieszkania na 11 piętrze, kilkanaście zaś na okolicznych balkonach. Jednak do budynku nie mogła podjechać drabina, gdyż na skarpie okalającej blok rosły drzewa (w ruch poszły piły) i krzaki, co utrudniało także rozstawienie skokochronu, czyli poduchy ratunkowej. Strumień wody z działka nie był skuteczny ze względu na odległość od budynku (ok. 50 m). Na dodatek pękł jeden z odcinków węża. Z kolei szybkie rozwinięcie linii gaśniczej klatką schodową (jedyną) było niemożliwe ze względu na zbiegający tłum. Kolejnym utrudnieniem były kraty na korytarzach i pozamykane drzwi z klatki do korytarzy. W trakcie przygotowywania poduszki, gdy była jeszcze niemal pusta, z parapetu na 11 piętrze skoczył 34-letni mężczyzna. Zginął na miejscu. Kilkadziesiąt sekund później – tych właśnie sekund zabrakło mężczyźnie – gdy poducha nabrała już nieco powietrza, skoczyła 30-letnia kobieta.

Polityka 40.2001 (2318) z dnia 06.10.2001; Kraj; s. 28
Reklama