Archiwum Polityki

Do waluty na skróty

Parokrotnie z Andrzejem S. Bratkowskim proponowaliśmy, by Polska – wykorzystując duże rezerwy walutowe – jednostronnie, tzn. bez wstąpienia do Unii Monetarnej 12 państw UE, wprowadziła euro w miejsce złotówki. Prawdziwe euro stałoby się jedynym prawnym środkiem płatniczym w Polsce. Warto dziś do tego pomysłu wrócić.

Nasza propozycja została przez większość ekonomistów uznana za zbyt ryzykowną, gdyż brak mechanizmu umożliwiającego obniżanie wyrażonej w walutach innych krajów wartości polskich płac i innych zobowiązań miałby jakoby wywierać zbyt silną presję konkurencyjną na polskie przedsiębiorstwa.

Gdybyśmy wprowadzili euro 1 stycznia 2000 r., to nawet bez (dopuszczalnej w takim momencie) dewaluacji kurs przejścia wyniósłby około 4,20 zł za euro. We wrześniu br. euro warte było około 3,90 zł, a przez kilka miesięcy jego kurs wynosił mniej niż 3,50 zł. To chyba przekonujący dowód, że jednostronna euroizacja polskiej gospodarki staje się z każdym dniem bardziej potrzebna. Wprawdzie bardzo wysokie stopy procentowe pozwoliły w tym roku zmniejszyć groźny deficyt w bilansie obrotów bieżących, ale kosztem spadku rocznego tempa wzrostu PKB z 6,2 proc. w IV kwartale 1999 r. do 0,9 proc. w drugim kwartale 2001 r., co gorsza kosztem pogłębienia kryzysu finansów publicznych.

W lutym br. pisaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej”, że gospodarka polska stoi przed wyborem pomiędzy znacznym spowolnieniem tempa wzrostu, kryzysem walutowym lub jednostronną euroizacją. My oczywiście opowiadaliśmy się za tą ostatnią. Władze gospodarcze wybrały spadek tempa – co wcale nie gwarantuje, że unikniemy kryzysu, który może być następnym etapem. Niższe tempo wzrostu oznacza bowiem problemy z kontrolą deficytu budżetowego, mniejszą atrakcyjność Polski dla bezpośrednich inwestorów zagranicznych i mniej pewne finansowanie deficytu na rachunku bieżącym, nawet gdyby był on mniejszy niż kiedyś.

Obawiamy się, że póki Polska nie zastąpi złotego walutą naszego głównego partnera handlowego, czyli euro – póty nie będzie mogła sobie pozwolić na szybsze tempo wzrostu PKB niż 3–4 proc.

Polityka 41.2001 (2319) z dnia 13.10.2001; Gospodarka; s. 64
Reklama