Wojna w Afganistanie zaczęła się od bombardowań systemu dowodzenia talibów i ich obrony przeciwlotniczej. Od początku lat 80., od chwili kiedy izraelskie wojska lotnicze – Heyl Ha’Avir, dzięki znakomitemu rozpoznaniu i starannemu planowaniu działań, zniszczyły kilkoma uderzeniami tworzony całymi latami system syryjskiej naziemnej obrony przeciwlotniczej w Dolinie Bekaa, takie akcje stały się obowiązkowym wstępem każdej udanej operacji militarnej końca XX wieku. Rewolucja informatyczna nauczyła zaś wojskowych, iż przygotowując się do rozprawy z przeciwnikiem, prócz pozbawienia go możliwości obrony przed atakiem z powietrza, należy go ogłuszyć i oślepić, paraliżując jego zdolność zbierania oraz przesyłania informacji. Te dwa elementy stały się kluczem do błyskotliwego, odniesionego niemal bez strat, zwycięstwa sprzymierzonych w działaniach przeciwko Irakowi w 1991 r.
Sprawdzone już w pustynnej wojnie metody obezwładniania próbowano zastosować przeciwko Jugosławii Slobodana Miloszevicia. Szybko jednak okazało się, że inteligentny, zdeterminowany adwersarz, z po mistrzowsku opanowaną sztuką kamuflażu, broniący się na dodatek na swoim górzystym terenie, może być nie lada orzechem do skruszenia z powietrza. Na dodatek od oficerów-planistów i pilotów atakujących pozycje serbskie politycy oczekiwali, jak 40 lat temu w Wietnamie, rzeczy niemożliwych: dużej skuteczności, precyzji bombardowań, a unikania strat wśród ludności cywilnej oraz minimalizacji ryzyka własnego zestrzelenia.
W efekcie zaczynało brakować bomb i pocisków, które zrzucane i odpalane z dużej wysokości nie tylko omijały cele, ale i zabijały postronnych, zaś czołgi i samoloty uznane za zniszczone okazały się atrapami. Na takie manowce w czasach dominującej poprawności politycznej epoki Clintona sprowadzono, zdawałoby się nienaruszalne, kanony skutecznej wojny powietrznej.