Archiwum Polityki

Ser, woda czy polisa?

„Najzabawniejsze reklamy świata”, Polsat

Jedni uważają reklamę za zwyczajne mydlenie oczu, inni za sztukę nowoczesnego przekazu. Telewizyjne spoty, jakie można było obejrzeć w programie „Najzabawniejsze reklamy świata”, w większości były majstersztykiem reklamowej roboty. Zawierały one w sobie zwykle trzy elementy decydujące o tym, że widz nie tylko dawał się uwieść 30-sekundowemu obrazowi, ale także zapadał on mu w pamięć. Po pierwsze, był to niebanalny, a czasem wręcz zaskakujący pomysł, po drugie sprawna reżyseria, i po trzecie wreszcie poczucie humoru. Reklama bowiem powoli staje się rozrywką, króciutkim żartem czy skeczem, tracąc powoli na ich rzecz swoją funkcję informatora o wartościach towaru, który promuje.

Od dawna też reklama nie jest już sztuką prostych skojarzeń. Widz musi często dotrwać do pointy, żeby z zaskoczeniem dowiedzieć się, co naprawdę twórcy spotu chcieli mu sprzedać. O tym, jak bardzo wysublimowana jest to gra, telewidzowie mogli się przekonać biorąc udział w krótkich quizach, jakie kilkakrotnie proponowała w trakcie trwania programu jego prowadząca. Pokazywano spot bez drobnego elementu, a przed i po jego obejrzeniu wyświetlały się cztery możliwe odpowiedzi dotyczące wyboru reklamowanego produktu, jak np.: płyn do płukania ust, woda mineralna, ser lub ubezpieczenie na życie. I naprawdę, niemal jak w ruletce, trudno się było zdecydować na właściwą opcję. W reklamie jest bowiem możliwe wszystko, każdy chwyt dozwolony, nawet słoń może gustować w dietetycznej coli, ale o tym dowiadujemy się dopiero, gdy w pięknym stylu przepłynie ocean.

Znudzone małżeństwo, ona mówi do niego: gdy tylko zgaśnie światło, zaraz zasypiasz. Światło gaśnie, słychać chrapanie, a za chwilę ukazuje się żarówka pewnej firmy, która oczywiście świeci dłużej.

Polityka 34.2000 (2259) z dnia 19.08.2000; Tele Wizje; s. 95
Reklama