Meldunki z frontu walki o ograniczenie deficytu w bilansie płatniczym państwa znowu nie napawają optymizmem. Z danych NBP wynika, że w czerwcu br. ujemne saldo wyniosło 870 mln dolarów. To lepiej niż rok temu, ale znacznie gorzej niż w maju, kiedy deficyt wyniósł tylko 400 mln i był wyjątkowo niski. Ekonomiści ciągle jednak liczą, że luka między wielkością polskiego importu a zbyt wolno rosnącym eksportem zacznie się zmniejszać, wzrosną transfery dewiz od rodaków pracujących za granicą i w efekcie deficyt obrotów bieżących pod koniec roku spadnie do około 7 proc. produktu krajowego brutto. Obecnie wynosi on 7,6–7,7 proc. i jest jednym z największych zmartwień zarówno Rady Polityki Pieniężnej, jak i ministra finansów. Tak duży deficyt oznacza zawsze realną groźbę kryzysu walutowego, a to ostatnia rzecz, która powinna się teraz polskiej gospodarce przytrafić.