Od kiedy prezydent Bill Clinton przestał się widywać z panną Lewinsky, korzystał z lekcji moralnych u pastora Billa Hybelsa, który regularnie przyjeżdżał do Białego Domu. W żadnym razie nie należy podkpiwać ze skruchy, autolustracji i próby wewnętrznego oczyszczenia jednostki. Ale Ameryka tak jak zadziwiła i zażenowała Europę publicznym rozprawianiem o szczegółach stosunku seksualnego Billa i Moniki, tak teraz rozczula rozmachem i rozmiarem konfesjonału. Otóż pastor Hybels, który jest jednym z owych showmanów religii wykorzystujących potęgę widowiska telewizyjnego, namówił prezydenta na 75-minutowe wyznanie win intymnych przed wielotysięczną widownią z równoczesną transmisją satelitarną do 15 miast w całym kraju. Życie wewnętrzne prezydenta ma jednak jak zawsze aspekt wyborczy. Spowiedź odbyła się na parę dni przed konwencją partii demokratycznej w Los Angeles, gdzie Bill Clinton musi i tak przemawiać, a dzięki pastorowi może już szczęśliwie temat Moniki pominąć. Chodziło też o to, by przypomnieć wyborcom, że to nie Al Gore, kandydat demokratów, spotykał się z Moniką.