60-letni Cecchi Gori mógł przejść do historii jako godny następca swego ojca, założyciela filmowego imperium, który wyprodukował najsłynniejsze dzieła włoskiej kinematografii. Setki filmów rozpoczynają się od planszy: „Mario i Vittorio Cecchi Gori przedstawiają...”. Tymczasem od kilku miesięcy włoskie media prezentują kolejne odcinki niekończącego się serialu z byłym senatorem, byłym potentatem włoskiego kina, byłym magnatem telewizyjnym i byłym prezesem legendarnego klubu piłkarskiego Fiorentina w roli głównej. Jako sprawca jednego z największych bankructw ostatnich lat znalazł się w areszcie domowym. Został oskarżony o doprowadzenie istniejącej od 1926 r. Fiorentiny do tak zwanego złośliwego bankructwa. Skandal, jaki wybuchł w związku z tą sprawą, zachwiał całym jego filmowym imperium, a nawet włoską kinematografią. Nie wiadomo, ile filmów z powodu tej złośliwości w ogóle nie powstanie, a ile nie trafi na ekrany.
Działalnością polityczną zajął się, by pójść w ślady Silvio Berlusconiego, którego zawsze uważał za swego największego rywala. Zdecydował się na to tuż po tym, gdy odziedziczył potężną i świetnie funkcjonującą firmę producencką po zmarłym w 1993 r. ojcu. Gdy obecny szef rządu stanął na czele centroprawicowego bloku Forza Italia, on wszedł do Senatu z listy centrolewicy. Chciał stworzyć trzecie po telewizji publicznej RAI i koncernie Mediaset Berlusconiego imperium telewizyjne. Borykającą się z problemami finansowymi stację TMC musiał jednak sprzedać za jedną trzecią sumy, której żądał. W 1999 r. rozstał się z żoną, aktorką Ritą Rusić, a także z połową majątku, o który małżonkowie stoczyli zażarty bój w sądzie.