Archiwum Polityki

Brzydota Moniki Bellucci

Na film „Nieodwracalne” udałem się zwabiony aurą skandalu oraz z pyszałkowatym, a też pełnym szlachetnej nadziei przeczuciem, że prawie na pewno pod skandalizującą otoczką kryje się dzieło jeśli nie wybitne, to przynajmniej interesujące. Wzmacniały mnie w moich przeczuciach i nadziejach dwa wyraziście z przeszłości zapamiętane, choć ma się rozumieć skrajnie różne, przypadki, kiedy także recepcji publicznej towarzyszył skandal, kiedy też ludzie z kina wychodzili, kiedy też na ekranie działy się rzeczy graniczne, ale filmy, o które szło, były po prostu filmami nadzwyczajnymi. Idzie mi o „Ostatnie tango w Paryżu” Bertolucciego i głośny swego czasu debiut Grzegorza Królikiewicza „Na wylot”. Pierwszemu obrazowi przyrosła gęba utworu pornograficznego, którego kluczową sceną jest „scena z masłem”. Dziś jest to dzieło klasyczne, niegdysiejsze skandale całkowicie utraciły moc. Gwoli sprawiedliwości muszę też przyznać, iż obraz publiczności wychodzącej z sali jest prawdopodobnie w tym przypadku rezultatem mitologizującej pracy pamięci, z „Ostatniego tanga”, jak się zdaje, nawet jego radykalni przeciwnicy z jakichś nieznanych powodów nie wychodzili. Co innego „Na wylot”. Na początku lat 70. pod kinem Sztuka w Krakowie stał rozwścieczony widz, który radykalnie agitował przeciw wyrzucaniu pieniędzy na takie błoto, szkoda czasu, szkoda czasu, wyszedłem po piętnastu minutach – darł się jak opętany i nie bacząc na dalsze straty czasu spędził w ten sposób cały dzień. Pozostali licznie przed czasem kapitulujący odbiorcy udawali się na ogół do innych zajęć.

Nic zatem dziwnego, że bogaty w tego rodzaju nieliczne, ale wymowne doświadczenia zbagatelizowałem przestrogi, a do ostrzeżenia kasjerki w kinie Atlantic: „Wie pan, to jest taki film, że z poprzedniego seansu trzydzieści osób wyszło”, odniosłem się wręcz z pogardliwą wyższością.

Polityka 5.2003 (2386) z dnia 01.02.2003; Pilch; s. 94
Reklama