Archiwum Polityki

Paryskie skarbonki

Michel Servin, który właściwie nazywał się Michel Motte i w 1961 r. otrzymał za powieść „Deo gratias” (wydaną teraz w Polsce) prestiżową nagrodę Prix International du Premier Roman, pozostał właściwie autorem jednej tylko, tej właśnie książki. Tak przynajmniej wynika z informacji, które można uzyskać w paryskiej Bibliotece Narodowej, instytucji bądź co bądź wiarygodnej w sprawach literatury francuskiej. A przecież trudno odmówić talentu komuś, kto swą debiutancką powieść zaczyna w ten sposób: „Raczej umrzeć niż pracować. Oto moja dewiza; służyła mi zawsze bardzo dobrze. Odziedziczyłem ją po ojcu, który z kolei otrzymał ją po ojcu, który z kolei otrzymał ją w spadku po swoim ojcu, i tak dalej – aż do naszych najodleglejszych przodków”.

Jest to opowieść o pewnym człowieku szlachetnego pochodzenia, który wyprzedawszy się z rodzinnych antyków staje przed dramatycznym dylematem. Co dalej? Dalej – oczywiście w powieści – jest coraz śmieszniej. Pogrążonemu w żałosnej modlitwie w jednym z paryskich kościołów bohaterowi opatrzność zsyła myśl szczęśliwą, której wcieleniu w życie poświęci się z wielką pasją i wytrwałością; zacznie mianowicie korzystać z hojności dobrych ludzi, zabierając część datków umieszczanych w kościelnych puszkach.

„Te setki obolów przeznaczone były dla ludzi potrzebujących, dla kościoła, dla jego akcji, dla biednych – a biedny to ja” pisze narrator tej opowieści, uroczy (i sumienny) adept trudnej sztuki opróżniania kościelnych skarbonek. Bo jest to sztuka, która wymaga dogłębnych studiów związanych z wyborem najlepszych narzędzi (zmiękczony karmelek na odpowiedniej żyłce), służących do delikatnego uprawiania tego procederu. Rzemiosło to każe też poznawać kościelne zwyczaje, rozpoznawać puszki lepsze i gorsze, poucza o okresach płodnych i jałowych w tej ciężkiej pracy.

Polityka 5.2003 (2386) z dnia 01.02.2003; Kultura; s. 53
Reklama