Jeśli szpital nie ma dziś długów, zaczynają się podejrzenia. Jak oni to sobie załatwili? Pewnie dyrekcja oszukuje – tak Bożena Osińska, dyrektor szpitala w Nowej Soli (jedynej niezadłużonej tego typu placówce w województwie lubuskim), tłumaczy swoją niechęć do kontaktów z prasą. W poznańskim szpitalu ortopedyczno-rehabilitacyjnym dyrektor ds. ekonomicznych Urszula Jeżewska mówi: – To takie niepopularne nie mieć zadłużenia, więc lepiej robić swoje i siedzieć cicho.
Czy to wstyd, że szpital nie jest zadłużony? Pacjenci oswoili się już z tym, że większość publicznych placówek medycznych zalega wierzycielom (w sumie te długi sięgają 7 mld zł) i w każdej chwili mogą w nich wyłączyć prąd, ogrzewanie, a także przestać karmić i leczyć. Nie ma dnia, by media nie informowały o lokalnych strajkach lekarzy i pielęgniarek nieotrzymujących pensji. Lista bankrutów jest tak długa i bogata w ośrodki utytułowane, że obecność na niej może niektórych wręcz nobilitować. A jeśli gdzieś znajdzie się szpital, który wychodzi na zero i dotąd nie miał kłopotów, w każdej chwili może zacząć je mieć. – Dwa lata temu wypracowaliśmy 4 mln zł zysku i zaraz mi się oberwało – opowiada dyrektor ze wschodniej Polski (proszący o zachowanie anonimowości). – Kasa chorych obniżyła kontrakt, a rada powiatu uznała, że powinniśmy podzielić się pieniędzmi z sąsiednim szpitalem, któremu na konto wszedł komornik.
Opieszałość się mści
Od rzeczniczki Ministerstwa Zdrowia otrzymaliśmy informację – przekazaną z departamentu budżetu i finansów – że w połowie 2002 r. 1400 publicznych zakładów opieki zdrowotnej nie wykazywało zobowiązań wymagalnych.