Włodzimierz Cimoszewicz, minister spraw zagranicznych, powiedział, że Polska może poprzeć amerykańskie uderzenie na Irak nawet bez zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ. Czy Polska musi tak jednoznacznie żyrować kontrowersyjną politykę prezydenta Busha?
W demokracji nie należy lekceważyć sondaży opinii publicznej. W początkach stycznia 51 proc. Polaków uważało, że nie powinno dojść do ataku na Irak, tylko 4 proc. popierało atak bez zgody ONZ. 43 proc. uważało, że polscy żołnierze nie powinni brać udziału w akcji zbrojnej przeciwko Irakowi, zdecydowanie za było 4 proc. 55 proc. uważało, że Polska nie powinna popierać akcji militarnej Amerykanów; zdecydowanie za poparciem było 9 proc. (sondaż CBOS). Większość Polaków jest więc przeciw inwazji na Irak, udziałowi w niej polskich żołnierzy i jej poparciu przez Polskę.
Zgoda, to nie jest argument rozstrzygający: większość Polaków może nie mieć racji w potwornie zawikłanej kwestii Iraku i światowego bezpieczeństwa. Ale rzeczą polityków z demokratycznego nadania jest przekonać społeczeństwo, że to oni mają rację.
Można odczytać wyniki sondażu i tak, że Polacy – podobnie jak Niemcy, Francuzi czy Brytyjczycy, a nawet Amerykanie – po prostu nie chcą tej wojny, a zachęcają polityków do szukania innej metody rozwiązania konfliktu z reżimem Saddama.
W odczuciu społecznym nie jest to więc wojna „nasza”, tylko Ameryki. Ameryka może mieć swoje powody do użycia siły przeciwko Irakowi, ale te powody nie przekonały jeszcze większości Polaków. Nie widzą związku między Saddamem a Osamą, terrorystycznym atakiem 11 września a atakiem na Irak.
Polska ma swoje interesy narodowe. Gwarancji bezpieczeństwa i rozwoju szukamy w NATO i Unii Europejskiej, a dodatkowych możliwości w kontaktach z Rosją, naszymi wschodnimi sąsiadami i w tzw.