Prawnik Andrzej Mikosz lepiej niż każdy inny minister skarbu zdaje sobie sprawę, ile w oczach sądu wart jest raport sejmowej komisji śledczej ds. PZU, dający dowody (głównie w przekonaniu jego autorów), że umowę prywatyzacyjną z Eureko łatwo można po prostu unieważnić. Zapewne zdaje też sobie z tego sprawę minister sprawiedliwości. Przecież Janusz Kaczmarek, obecny prokurator krajowy, osobiście prowadził śledztwo w sprawie nieprawidłowości w procesie prywatyzacji PZU. To głównie z jego ustaleń korzystali posłowie z komisji. Bez względu na to, czy i ile ujawnionych tam nadużyć zamieni się w akty oskarżenia przeciwko konkretnym osobom – to jeszcze o wiele za mało, żeby uznać umowę za niebyłą. Tak w każdym razie twierdzą najlepsze kancelarie prawne.
Właśnie w kancelarii prawnej przez ładne parę miesięcy do roli ministra skarbu przygotowywał się pilnie Kazimierz Marcinkiewicz, tam też spotkał Mikosza. Jemu więc także ta wiedza nie jest obca. Jednak ani premier, ani minister skarbu jakoś nie mogą zrobić z niej użytku. Jedyne, na co się na razie odważyli, to bierny opór przeciwko raportowi komisji śledczej żądającej skierowania pozwu o unieważnienie umowy do sądu.
Najlepiej byłoby zawrzeć z Holendrami ugodę. Ale to przecież m.in. Prawo i Sprawiedliwość zablokowało niezłe, choć niedopracowane porozumienie, jakie wynegocjował poprzedni minister skarbu Jacek Socha. Eureko rezygnowało z prawa do nabycia jeszcze 21 proc. akcji PZU, jakie gwarantował mu aneks podpisany przez Aldonę Kamelę-Sowińską z AWS. (Notabene w tej sprawie doradzała jej kancelaria Weil, Gotshal and Mandes, gdzie w tym czasie pracował Andrzej Mikosz). Inwestor miał ograniczyć swój apetyt do łącznie 40 proc. akcji, czyli dokupić ewentualnie jeszcze dziesięć. Nie tracąc jednak nadziei, że – przy akceptacji polskiego rządu – za ileś lat i tak przejmie kontrolę nad firmą.