Ojciec Romualda Łozickiego, latarnika w Stilo, przepracował w latarni 33 lata. On sam jest strażnikiem światła już 26 rok. Szesnaście lat temu zatrudnił swoją żonę Weronikę: – Miejsce się zwolniło, to napisałem podanie. Urząd Morski wyraził zgodę. Szkolenie specjalne przeszła i kurs musiała skończyć. I tak została pierwszą latarniczką w Polsce.
Weronice przyszło to bez trudu. Jej ojciec, kapral Wojsk Ochrony Pogranicza (dziś Straż Graniczna), Wojciech Jagusiak był pierwszym strażnikiem światła w Stilo po wojnie. Do 1948 r. latarnia nie była obsługiwana przez cywilów. Pracowali tam tylko wopiści i żołnierze Marynarki Wojennej. – Placówka WOP była w latarni. Po godzinie 18.00 nie można było wyjść na plażę, bo żołnierze grabili piasek – opowiada Łozicki. – Dwa konie ciągnęły szerokie brony. Rano żołnierze sprawdzali, czy nie ma żadnych śladów.
Dziś w Polsce jeszcze dwie kobiety są latarniczkami. Małgorzata Brodnicka, przewodnicząca Stowarzyszenia Miłośników Latarni Morskich, od 1997 r. razem z mężem Gabrielem opiekuje się latarnią w Niechorzu. A w Jarosławcu, gdzie laterną (tak określa się światło, czyli serce latarni) zajmowali się bracia Żuchowscy, po śmierci starszego obowiązki drugiego latarnika przejęła wdowa po nim. – Kobieta na latarni się sprawdza. Tu trzeba dbać o czystość i porządek – mówi Łozicki. – Już nasi ojcowie się znali. Stary Żuchowski był latarnikiem, po nim nastali jego synowie.
Ambicją każdego latarnika było utrzymanie panowania nad latarnią w ramach jednego rodu. Pierwsi w Stilo, wówczas Osetniku, byli bracia Stilo. Pałeczkę przejęli ich synowie. – Żeby tę rodzinę uhonorować, przechrzczono Osetnik na Stilo – opowiada Łozicki.