Archiwum Polityki

Kapitan Alatriste na tropie

Wpadamy od razu w wir zdarzeń: w lektyce nieopodal kościoła straż miejska znajduje zwłoki uduszonej kobiety. Zmarła w dłoni trzyma sakiewkę z 50 eskudami i karteczkę: „Na mszę w jej intencji”. Widać łotr albo bogobojny, albo obdarzony osobliwym zmysłem humoru i ironii. Chwilę później kapitan Alatriste proszony jest o szczególną przysługę: ma sforsować mury zakonu bernardynek i uprowadzić stamtąd jedną z nowicjuszek, która, najpewniej, padła ofiarą rozlicznych bezeceństw dokonujących się za grubymi murami.

Powieść odwołująca się do tradycji płaszcza i szpady powinna być soczysta fabularnie. I „W cieniu inkwizycji” Arturo Pèreza-Reverte – drugi tom opowieści o przygodach kapitana Alatriste w czasach wojny trzydziestoletniej – taką soczystością się bez wątpienia wyróżnia. Pełniej też niż w tomie pierwszym poznajemy złożoną naturę głównego bohatera, wreszcie otrzymujemy garść refleksji o upadku hiszpańskiego imperium.

W opowieściach o dzielnym kapitanie refleksyjny ton i spojrzenie na Hiszpanię z dystansu wydają się najciekawsze. Dystans jest możliwy, ponieważ narrator powieści I?igo Balboa, podopieczny kapitana, opowiada o niegdysiejszych przygodach po upływie wielu lat, gdy po potędze pozostało tylko wspomnienie. Ale są w powieści takie momenty, gdy ujawnia się głos samego autora i jego felietonowa pasja. Choćby gdy pisze o skrupulatności inkwizytorów: „Tutaj przynajmniej (...) każdy spalony (...) miał spisane, jak się patrzy, akta procesowe z imieniem i nazwiskiem. Niczym takim nie mogą się, oczywista, legitymować ani żabojady i ich arcychrześcijański monarcha, ani przeklęci schizmatycy zza Renu, ani nieodmiennie fałszywa Anglia, siedlisko nędzników i piratów”.

Właśnie ten wpisany w powieść „naddatek świadomości” w zderzeniu z wartką fabułą czyni z kolejnej części przygód kapitana Alatriste lekturę doskonałą: tyleż ku krzepiącej rozrywce, co refleksji i zadumie nad krążącymi wirami historii.

Polityka 50.2004 (2482) z dnia 11.12.2004; Kultura; s. 70
Reklama